Komar - imperator
Gdyby nie
drapieżniki i czynniki pogodowe, ostatnie - jesienne potomstwo jednej samicy
komara brzęczącego (Culex cipiens), liczyłoby dwieście bilionów osobników i
szczelnym dywanem przykryłoby powierzchnię dwudziestu kilometrów kwadratowych.
Od
samego początku budowy Kanału Panamskiego, czyli od 1904 r., robotników dziesiątkowała
żółta febra. Dopiero, gdy liczba ofiar przekroczyła 20 tysięcy, Amerykanie postanowili
rozpocząć walkę z tą chorobą. Badania dowiodły, że roznosicielami zarazków
febry są oczywiście komary, podobnie jak było to podczas budowy Kanału
Sueskiego. Na początku zdawało się, że główny winowajca został zdemaskowany.
Nosił on łacińską nazwę Aedes aegypti.
Ale
owad ten nie był dość pospolity, by wywoływać epidemie. Wówczas wykryto jego
krewnych z podrodzaju Stegomyia i
sprawa zaczęła się komplikować. Komary te przechodzą bowiem cały cykl rozwojowy
w małych zbiornikach ze stojącą wodą i zwykle nie oddalają się od nich dalej
jak na kilkaset metrów. Tymczasem nigdzie wokół Kanału takich zbiorników nie
było. Dopiero po żmudnych poszukiwaniach stwierdzono, że były nimi liście
roślin ananasowatych, tzw. bromelii, w których woda deszczowa zbierała się nieraz
litrami. Od tego czasu trwał istny pogrom bromelii i trwa do dziś, wraz z dziesiątkami
rzadkich i endemicznych zwierząt związanych z tymi roślinami, jak płazy,
kolibry, a nawet ryby.
W
czasach przedkolumbijskich żaden komar w Ameryce nie zakażał żółtą febrą. Wirus
tej choroby przybył tu na statkach wożących niewolników z Afryki wraz z komarem
Aedes aegyptii, znajdując sobie
nowych nosicieli w postaci autochtonicznych komarów.
Na
przełomie lat 1929/1930 francuski statek pocztowy płynący z Dakaru do Natalu w
północno-wschodniej Brazylii, przywiózł „gapowiczów” - komary z rodzaju widliszki, z gatunku Anopheles gambiae, które w zachodniej
Afryce były głównymi roznosicielami malarii. W kwietniu 1930 r. w Natalu
wybuchła epidemia malarii, która zaatakowała 80% mieszkańców. Po kilku latach zaciętej walki, udało się ludziom
całkowicie wytępić widliszka w Natalu. Ale choroba zbierała już żniwo w innych
częściach Brazylii, wywołując w 1938 r. największą z dotychczasowych epidemii, która
zabiła 20 tysięcy ludzi. Gwałtowność epidemii malarii spowodowana była
stosunkowo małymi wymaganiami widliszków - do rozmnażania wystarczyło im bowiem
zupełnie maleńkie naczynie z wodą, choćby wyrzucona puszka w śmietniku, czy
szklanka pozostawiona na kilka dni w kuchni.
Kilkanaście
wieków temu, nad wodami Gangesu w Indiach, rozwinęła się bogata cywilizacja. Pracowici
wieśniacy wytrzebili puszczę, zbudowali kanały nawadniające ich pola uprawne.
Niestety, wkrótce natura okazała się silniejsza, zamieniając żyzne uprawy ryżu
w rozlewiska porośnięte szuwarami. Wówczas do natarcia ruszyły hordy
widliszków, a wraz z nimi malaria, dziesiątkująca ludność. Wkrótce pałace zamożnych
rolników pochłonęła dżungla. Jeszcze w początkach naszego wieku w Indiach
chorowało na malarię 100 mln ludzi rocznie, a umierało 5 mln. Nawet po wielu
akcjach antymalarycznych, jeszcze w 1965 r. malaria zabiła na subkontynencie
indyjskim półtora miliona ludzi.
Malaria
nie ograniczała się jednak tylko do klimatu ciepłego. Jeszcze w okresie
międzywojennym występowała w Polsce i krajach sąsiednich. Zwykle nie przybierała
tu jednak zbyt groźnej formy - objawy przypominały zachorowania na grypę i po
pewnym czasie samoistnie ustępowały. Największymi europejskimi ogniskami
malarii były przez wieki Pontyjskie Błota we Włoszech i mokradła we wschodniej
Fryzji (Niemcy). Dopiero całkowite ich osuszenie wytępiło widliszka. We Włoszech
posłużono się w tym celu dość osobliwym, ale skutecznym sposobem - sprowadzono
bowiem i posadzono tam eukaliptusy, które łapczywie chłoną wodę i wilgoć.
Zaciekła
i skuteczna mechaniczno-chemiczna wojna z komarami trwała na całym niemal
świecie. W Stanach i w Meksyku na nogi postawiono wręcz całe armie wojska wyposażone
w transportery wypełnione chemikaliami. W październiku 1954 r. Światowa
Organizacja Zdrowia w Genewie, otrzymuje raport dr Petera Issarisa - szefa
ekipy do zwalczania malarii. Głosi on, że wróg sforsował systemy obronne i
ruszył do kontrnatarcia. Był nim widliszek z Jawy - Anopheles sundaicus. Wkrótce malaria zaczęła na nowo pojawiać się w
różnych regionach świata. Komary przestały reagować na środki owadobójcze.
Systematyczne zwiększanie dawek DDT, spowodowało powstanie licznych mutacji, a
w efekcie podgatunków odpornych na dotychczas stosowane trucizny. Walka z
ewolucją komarów trwa do dziś, poprzez stosowanie coraz to nowych pestycydów. Obecnie
na wielu obszarach malaria została całkowicie opanowana, ale głównie na skutek
stosowania szczepień ochronnych i masowych leczeń tej choroby. Trwają prace nad
biologicznymi metodami walki z komarami.
Artur Staszewski
Na podstawie książki Andrzeja
Trepki : „Co kaszalot je na obiad?”.
1991. Wydawnictwo „Alfa”, Warszawa.
Komarami przenoszącymi malarię, inaczej zimnicę, są
widliszki (Anopheles). Aby przenosić
powodujące chorobę zarodźce, widliszek musi kłuć dwukrotnie. Przy pierwszym
ukłuciu pobiera z krwią gamecyty zarodźców. Po skomplikowanych przemianach powstają
z nich tzw. sporozoity, które dostają się z przewodu pokarmowego widliszka do
jego ślinianek, gdzie kolejny raz następuje ich podział. Jeśli widliszek
ponownie ukłuje człowieka, przekazuje mu wraz ze śliną sporozoity zarodźców powodujące
malarię. Widliszek musi wstrzykiwać ślinę, która zapobiega krzepnięciu krwi.
Na podstawie
książki H. Reichholfa-Riehma: „Owady”.
|
Często komarom, także malarycznym, nadaje się błędne
określenie - moskity. Żyjące
wyłącznie w gorącym klimacie moskity (Phlebotominae)
należą jednak do innej rodziny muchówek niż komary. Łączy je podobieństwo
wyglądu (choć są mniejsze od komarów) i odżywianie się krwią zwierząt, ale
moskity przenoszą zupełnie inne i mniej groźne choroby, niż komary.
|
Współcześnie żaden gatunek komara występującego w
Polsce nie przenosi zazwyczaj żadnych chorób. W Polsce żyje kilkadziesiąt
gatunków komarów, a na całym świecie opisano ich około 3000. W naszym kraju
najpospolitszym jest komar brzęczący. Dymorfizm płciowy jest dość wyraźny - samiec,
w przeciwieństwie do samicy, ma duże ozdobione szczecinami czułki. Różnią się
też trybem życia - krew pije wyłącznie samica, zaś samiec zupełnie niewinnie
spija nektar z kwiatów. Krew potrzebna jest samicy do celów rozrodczych. Wypija
jej jednorazowo 3-5 mlg, zwiększając swój ciężar 3-krotnie. Następnie składa
100-400 jaj układając je niczym tratwę na wodzie. Larwy żyją pod wodą. Podczas,
gdy różne leśne komary żerują za dnia, komary „domowe” wiodą nocny tryb życia.
Owady odnajdują ofiarę w zupełnej ciemności dzięki doskonale wyczulonym
zmysłom pozwalającym im odbierać fale ciepła i zapachu wydobywającego się z ust.
Dorosłe postacie komara żyją bardzo krótko - około tygodnia. Jedynie ostatnie
- jesienne pokolenie, przezimowuje w zakamarkach murów do wiosny.
Doświadczenia dowiodły, że mogą one znosić skrajnie niskie temperatury.
|
Nowe podgatunki i gatunki komarów, które wyłoniły się
na skutek samoobronnej reakcji gatunkowej na skrajne zagrożenie wyginięciem
wskutek zmasowanego ataku środków chemicznych, nie były najszybszą drogą
specjacji, czyli tworzenia się nowych gatunków. Niezwykle szybka ewolucja
dotyczyła wytworzenia się ostatnio zupełnie nowego gatunku muchówki - Psilopea petrolei, której larwy rozwijają
się w kałużach ropy naftowej w Kalifornii.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz