Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 26 marca 2018

Komar - imperator ("Zielona Arka", czerwiec 2001)


Komar - imperator

Gdyby nie drapieżniki i czynniki pogodowe, ostatnie - jesienne potomstwo jednej samicy komara brzęczącego (Culex cipiens), liczyłoby dwieście bilionów osobników i szczelnym dywanem przykryłoby powierzchnię dwudziestu kilometrów kwadratowych.

            Od samego początku budowy Kanału Panamskiego, czyli od 1904 r., robotników dziesiątkowała żółta febra. Dopiero, gdy liczba ofiar przekroczyła 20 tysięcy, Amerykanie postanowili rozpocząć walkę z tą chorobą. Badania dowiodły, że roznosicielami zarazków febry są oczywiście komary, podobnie jak było to podczas budowy Kanału Sueskiego. Na początku zdawało się, że główny winowajca został zdemaskowany. Nosił on łacińską nazwę Aedes aegypti.
            Ale owad ten nie był dość pospolity, by wywoływać epidemie. Wówczas wykryto jego krewnych z podrodzaju Stegomyia i sprawa zaczęła się komplikować. Komary te przechodzą bowiem cały cykl rozwojowy w małych zbiornikach ze stojącą wodą i zwykle nie oddalają się od nich dalej jak na kilkaset metrów. Tymczasem nigdzie wokół Kanału takich zbiorników nie było. Dopiero po żmudnych poszukiwaniach stwierdzono, że były nimi liście roślin ananasowatych, tzw. bromelii, w których woda deszczowa zbierała się nieraz litrami. Od tego czasu trwał istny pogrom bromelii i trwa do dziś, wraz z dziesiątkami rzadkich i endemicznych zwierząt związanych z tymi roślinami, jak płazy, kolibry, a nawet ryby.
            W czasach przedkolumbijskich żaden komar w Ameryce nie zakażał żółtą febrą. Wirus tej choroby przybył tu na statkach wożących niewolników z Afryki wraz z komarem Aedes aegyptii, znajdując sobie nowych nosicieli w postaci autochtonicznych komarów.

            Na przełomie lat 1929/1930 francuski statek pocztowy płynący z Dakaru do Natalu w północno-wschodniej Brazylii, przywiózł „gapowiczów” - komary z rodzaju widliszki, z gatunku Anopheles gambiae, które w zachodniej Afryce były głównymi roznosicielami malarii. W kwietniu 1930 r. w Natalu wybuchła epidemia malarii, która zaatakowała 80% mieszkańców.  Po kilku latach zaciętej walki, udało się ludziom całkowicie wytępić widliszka w Natalu. Ale choroba zbierała już żniwo w innych częściach Brazylii, wywołując w 1938 r. największą z dotychczasowych epidemii, która zabiła 20 tysięcy ludzi. Gwałtowność epidemii malarii spowodowana była stosunkowo małymi wymaganiami widliszków - do rozmnażania wystarczyło im bowiem zupełnie maleńkie naczynie z wodą, choćby wyrzucona puszka w śmietniku, czy szklanka pozostawiona na kilka dni w kuchni.

            Kilkanaście wieków temu, nad wodami Gangesu w Indiach, rozwinęła się bogata cywilizacja. Pracowici wieśniacy wytrzebili puszczę, zbudowali kanały nawadniające ich pola uprawne. Niestety, wkrótce natura okazała się silniejsza, zamieniając żyzne uprawy ryżu w rozlewiska porośnięte szuwarami. Wówczas do natarcia ruszyły hordy widliszków, a wraz z nimi malaria, dziesiątkująca ludność. Wkrótce pałace zamożnych rolników pochłonęła dżungla. Jeszcze w początkach naszego wieku w Indiach chorowało na malarię 100 mln ludzi rocznie, a umierało 5 mln. Nawet po wielu akcjach antymalarycznych, jeszcze w 1965 r. malaria zabiła na subkontynencie indyjskim półtora miliona ludzi.

            Malaria nie ograniczała się jednak tylko do klimatu ciepłego. Jeszcze w okresie międzywojennym występowała w Polsce i krajach sąsiednich. Zwykle nie przybierała tu jednak zbyt groźnej formy - objawy przypominały zachorowania na grypę i po pewnym czasie samoistnie ustępowały. Największymi europejskimi ogniskami malarii były przez wieki Pontyjskie Błota we Włoszech i mokradła we wschodniej Fryzji (Niemcy). Dopiero całkowite ich osuszenie wytępiło widliszka. We Włoszech posłużono się w tym celu dość osobliwym, ale skutecznym sposobem - sprowadzono bowiem i posadzono tam eukaliptusy, które łapczywie chłoną wodę i wilgoć.

            Zaciekła i skuteczna mechaniczno-chemiczna wojna z komarami trwała na całym niemal świecie. W Stanach i w Meksyku na nogi postawiono wręcz całe armie wojska wyposażone w transportery wypełnione chemikaliami. W październiku 1954 r. Światowa Organizacja Zdrowia w Genewie, otrzymuje raport dr Petera Issarisa - szefa ekipy do zwalczania malarii. Głosi on, że wróg sforsował systemy obronne i ruszył do kontrnatarcia. Był nim widliszek z Jawy - Anopheles sundaicus. Wkrótce malaria zaczęła na nowo pojawiać się w różnych regionach świata. Komary przestały reagować na środki owadobójcze. Systematyczne zwiększanie dawek DDT, spowodowało powstanie licznych mutacji, a w efekcie podgatunków odpornych na dotychczas stosowane trucizny. Walka z ewolucją komarów trwa do dziś, poprzez stosowanie coraz to nowych pestycydów. Obecnie na wielu obszarach malaria została całkowicie opanowana, ale głównie na skutek stosowania szczepień ochronnych i masowych leczeń tej choroby. Trwają prace nad biologicznymi metodami walki z komarami.

Artur Staszewski

Na podstawie książki Andrzeja Trepki :  „Co kaszalot je na obiad?”. 1991. Wydawnictwo „Alfa”, Warszawa.

Komarami przenoszącymi malarię, inaczej zimnicę, są widliszki (Anopheles). Aby przenosić powodujące chorobę zarodźce, widliszek musi kłuć dwukrotnie. Przy pierwszym ukłuciu pobiera z krwią gamecyty zarodźców. Po skomplikowanych przemianach powstają z nich tzw. sporozoity, które dostają się z przewodu pokarmowego widliszka do jego ślinianek, gdzie kolejny raz następuje ich podział. Jeśli widliszek ponownie ukłuje człowieka, przekazuje mu wraz ze śliną sporozoity zarodźców powodujące malarię. Widliszek musi wstrzykiwać ślinę, która zapobiega krzepnięciu krwi.
Na podstawie książki H. Reichholfa-Riehma: „Owady”.

Często komarom, także malarycznym, nadaje się błędne określenie - moskity. Żyjące wyłącznie w gorącym klimacie moskity (Phlebotominae) należą jednak do innej rodziny muchówek niż komary. Łączy je podobieństwo wyglądu (choć są mniejsze od komarów) i odżywianie się krwią zwierząt, ale moskity przenoszą zupełnie inne i mniej groźne choroby, niż komary.

Współcześnie żaden gatunek komara występującego w Polsce nie przenosi zazwyczaj żadnych chorób. W Polsce żyje kilkadziesiąt gatunków komarów, a na całym świecie opisano ich około 3000. W naszym kraju najpospolitszym jest komar brzęczący. Dymorfizm płciowy jest dość wyraźny - samiec, w przeciwieństwie do samicy, ma duże ozdobione szczecinami czułki. Różnią się też trybem życia - krew pije wyłącznie samica, zaś samiec zupełnie niewinnie spija nektar z kwiatów. Krew potrzebna jest samicy do celów rozrodczych. Wypija jej jednorazowo 3-5 mlg, zwiększając swój ciężar 3-krotnie. Następnie składa 100-400 jaj układając je niczym tratwę na wodzie. Larwy żyją pod wodą. Podczas, gdy różne leśne komary żerują za dnia, komary „domowe” wiodą nocny tryb życia. Owady odnajdują ofiarę w zupełnej ciemności dzięki doskonale wyczulonym zmysłom pozwalającym im odbierać fale ciepła i zapachu wydobywającego się z ust. Dorosłe postacie komara żyją bardzo krótko - około tygodnia. Jedynie ostatnie - jesienne pokolenie, przezimowuje w zakamarkach murów do wiosny. Doświadczenia dowiodły, że mogą one znosić skrajnie niskie temperatury.
           
Nowe podgatunki i gatunki komarów, które wyłoniły się na skutek samoobronnej reakcji gatunkowej na skrajne zagrożenie wyginięciem wskutek zmasowanego ataku środków chemicznych, nie były najszybszą drogą specjacji, czyli tworzenia się nowych gatunków. Niezwykle szybka ewolucja dotyczyła wytworzenia się ostatnio zupełnie nowego gatunku muchówki - Psilopea petrolei, której larwy rozwijają się w kałużach ropy naftowej w Kalifornii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dwie rocznice – czyli Kaczmarski i Smoleńsk

Wczoraj większość mediów zwróciła uwagę na dwie najważniejsze, ich zdaniem, rocznice w jednej dacie: 10 kwietnia - to rocznica zarówno...