Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 26 marca 2018

Duchy lasu ("Zielona Arka", maj 2004)


Duchy lasu

Las może być straszny. Zwłaszcza nocą. I zwłaszcza jeśli mamy bujną wyobraźnię. Las potrafi przeraźliwie wyć, groźnie skrzypieć i zgrzytać. Wtedy zamiast odgłosów dzikich zwierząt możemy usłyszeć śmiejące się rusałki, płaczące dzieci i kłócące się skrzaty. W mroku lasu czarne wykroty powalonych drzew mogą przypominać paszcze straszliwych stworów. Zamiast ułamanych pni widzimy sylwetki zjaw, a w snujących się nisko mgłach dostrzegamy duchy...

...A pro po duchów, to właściwie kto wie? A co to niby tak złowieszczo huczy – „huuu-hu-hu!”? Za chwilę znów podobnie, tylko że głośniej. Zaraz zawtóruje mu drugi podobny głos, ale straszniejszy, bardziej ochrypły.  Teraz jeden z nich zawyje wściekle: „hu-hu-hu-hu-hu-hu!” A tamten odpowie dudniącym „u-u-u-u-u-u-u-u-u”. Niespodziewanie tuż nad nami rozlega się kwikliwe „kuwik”.  Wszystkie te dźwięki są coraz głośniejsze, gwałtowniejsze i... coraz bliższe. Z trwogą rozglądamy się po sklepieniu starego lasu. Na tle gwieździstego, wiosennego nieba potężne, powykrzywiane konary dębów wiszą nad nami jak monstrualne macki potworów. Czyżby się poruszały? Trzeba było posłuchać rodziców i nie skracać sobie drogi do domu przez las.
Takich odgłosów nie wydają na szczęście duchy, lecz sowy. Samce puszczyków potrafią bardzo zaciekle zabiegać o względy samic. Walczą głównie... na głosy. Im głośniejsze, im groźniejsze pohukiwania, tym większe wrażenie na samicy i konkurentach. Wszystkie sowy wydają dość dziwaczne dźwięki, ale puszczyki są najpospolitsze i można je usłyszeć przez okrągły rok. Są ponadto bardzo ciekawskie i bywa, że śledzą człowieka idącego leśną drogą, albo przylatują w pobliże rozpalonego ogniska.
Puszczyk to jednak bardzo żywiołowy „duch lasu”. Inaczej jest z uszatką. Ta nieduża sowa wydaje tak smutne „uu-hu”, że aż samemu chce się płakać... Zresztą w ogóle występuje raczej w młodych zadrzewieniach iglastych niż w lasach więc może nie jest najlepszym przykładem leśnego ducha.
Lecz puchacz to zupełnie co innego. To największa i najgroźniej wyglądająca sowa. Żyjąca w najbardziej dzikich i niedostępnych lasach i bagnach. Głośno i gwałtownie krzyczy: „pu-chu”, „uh”, pokwikuje, klapie, wrzeszczy i syczy. Jej spojrzenie jest tak przenikliwe i groźne, że aż ciarki przechodzą... Do tego mruga wielkimi oczami jak człowiek.
Nic dziwnego, że w dawnych wierzeniach słowiańskich puchacz symbolizował leśnego demona. Przed tysiącem lat polski myśliwy spotykając w lesie tego ptaka brał nogi za pas, albo padał na kolana wzywając na pomoc boga, na przykład Welesa albo Perona. Postać puchacza miał bowiem przybierać groźny duch – Borowy, Boruta lub Laskowiec, rzadziej Dziad lub jego żeński odpowiednik – Baba Jaga. Wierzono, że jest on wrogim ludziom pasterzem lub władcą jeleni, saren i zajęcy, a jego przednią strażą są niedźwiedzie. Tylko odpowiednie ofiary lub zabiegi magiczne gwarantowały w lesie spokój od Leśnego Dziada.
Skoro jednak w naszych lasach nie ma już niedźwiedzi, to pewnie nie ma też Borowego. Ale czy rzeczywiście współcześnie las wolny jest od duchów? Zastanówmy się. Skoro duch leśny opiekował się dawniej zwierzyną, a dziś nie brakuje jeleni czy saren, to może jest tam nadal? Czy jest jednak zwierzę, które mogłoby być jego przednią strażą? Eee... Możemy być spokojni. Nie ma niedźwiedzi – nie ma Dziada.

Jeśli nie mamy już wątpliwości nasza dalsza droga przez ciemny las może upływać w spokoju i marzeniu o czekających nas w domu cieplutkich parówkach. Raptem ten błogostan mąci jednak jakiś szelest. Może mysz? Szelest zamienia się jednak w tętent, a potem groźne fuknięcie. „Nie jest dobrze” – myślimy. Za chwilę słychać głośne mruczenie i tupanie, jakby ktoś walił w ziemię laską. „Laskowiec!” Nasze skojarzenia są oczywiste. To musi być Laskowiec! Gdy jednak mamy już zamiar zabrać się za bicie rekordu świata w sprincie, słyszymy, że nasz groźny leśny duch oddala się pośpiesznie. Potem rodzice roześmieją się i powiedzą, że spotkaliśmy zwykłego dzika.
Prawda jest taka, że dzik, jak każde dzikie zwierzę, boi się człowieka. Niemniej dzik jest współcześnie najgroźniejszym zwierzęciem spotykanym w lesie (oprócz kleszczy...). Locha pilnująca warchlaków najpierw czeka, aż wszystkie jej młode ukryją się w bezpiecznym miejscu i w międzyczasie „straszy” intruza groźnymi fuknięciami i tupaniem. Bywa, że w takim momencie możemy znaleźć się naprawdę blisko tego zwierzęcia. Zdarza się też, że dziki ciężko ranią ścigającego je psa, zwłaszcza gdy same są ranne lub osaczone i wyczerpane ucieczką. Znają to prawie wszyscy myśliwi.
Nie będę więc nikomu wmawiał, że nie trzeba bać się dzika. Zwłaszcza, że coraz więcej tych zwierząt przestaje obawiać się ludzi i nie tylko regularnie odwiedza wsie, ale nawet wnętrza dużych miast. W sumie jednak zwierzę jak to zwierzę – prawdopodobieństwo, że dzik nas zaatakuje, a nie ucieknie, jest w końcu prawie żadne. Jeśli sobie to uświadomimy, to niby czemu mamy bardziej bać się nocnej wędrówki po lesie niż jazdy autobusem?
No, chyba że nie chodzi tu o zwierzę. Bo jeśli dawniej najgroźniejszym zwierzęciem w lesie był niedźwiedź, a teraz dzik, to kto wie, czy leśne demony nie zmieniły po prostu swojej przedniej straży. Właśnie! Zwłaszcza, że już w czasach prasłowiańskich dzika darzono szacunkiem, czczono go i używano jego symboliki. W licu zewnętrznym wału gnieźnieńskiego z X wieku tkwił wyrzeźbiony łeb dziczy. Dzicze i wilcze kły, ptasie szpony lub poroże zwierzyny płowej – miały bronić od uroku. Jakiego uroku? Zaraz, zaraz... Czyżby dzik miał coś wspólnego z czarami? No nie, a dalsza droga miała być bezpieczna...
Niestety – fakt jest faktem, że dzik był zwierzęciem mitycznym. Lud Redarów wierzył na przykład, że ilekroć grożą im srogie przeciwności długiej wojny domowej, wychodzi z jeziora potężny odyniec z pianą połyskującą na białych kłach i na oczach wszystkich tarza się w kałuży wśród straszliwych wstrząsów. No dobra, ale może widzieli kiedyś wielkiego dzika, który po prostu tarzał się w błocie – jak na każdego porządnego dzika przystało – i stworzyli z tego mit? Kto by tam wierzył w jakieś demony.

Nagle gałęzie drzew poruszyły się z szumem, a za chwilę zaskrzypiały ocierające się o siebie pnie. Skąd nagle wziął się ten wiatr? A może to nie wiatr? Czy duchy lasu słyszą ludzkie myśli? Może myśli nie, ale dawno temu zwierzęta słyszały i rozumiały język ludzki. Stąd na przykład wzięło się tabu gwary używanej przez myśliwych. Najprawdopodobniej więc to nie człowiek przemieniał się w zwierzę, lecz odwrotnie. Mawiano na przykład, że niedźwiedź pochodzi od człowieka. Był jednak wyjątek. I to jaki...
Las wydaje się nagle niespokojny. Puszczyki przestają nawoływać, zrywa się silny wiatr, zgrzytają gałęzie, gwiaździste niebo znika za zasłoną grubych chmur. Po chwili powietrze przeszywa błyskawica, a w jej blasku dostrzegamy naprzeciwko siebie sylwetkę człowieka. Stajemy jak wryci wahając się czy nie zawrócić. Z bijącym sercem wolimy jednak ruszyć do przodu, bo do domu jest już niedaleko. W blasku następnej błyskawicy nie widzimy już człowieka, lecz dużego psa... A może wilka?
Oglądaliśmy tyle filmów o wilkołakach, że skojarzenie budzi w nas przerażenie. Nie da rady odgonić tych myśli. Zupełnie nie wiemy co robić. Ale z ulgą dostrzegamy światło latarki i po chwili mija nas myśliwy z wyżłem... Śmiejemy się w myśli z siebie, ale prasłowianom w takich sytuacjach nie było do śmiechu. Żyli oni bowiem w lęku przed wilkołakami – ludźmi czasowo lub na stałe przemienionymi w wilki. Wilkołactwo, czyli lykantropia, nie zostało do dziś jednoznacznie wyjaśnione. Najprawdopodobniej narodziło się w wyniku rytualnych obrzędów związanych z inicjacją młodych wojowników. Byli oni pojeni napojami odurzającymi i często przebierano ich w skóry wilków albo niedźwiedzi, co wywoływało w nich bezgraniczną agresję, jak na przykład u skandynawskich bersekr -„niedźwiedzich skór”.

Gdy już się dowiedzieliśmy, że żadnych leśnych duchów ani demonów nie ma, bo wszystko co się z nimi kojarzy jest tylko wytworem wyobraźni, możemy bez emocji odbierać nocne odgłosy szczekających lisów i saren, warczących borsuków, tupiących jeży, terkoczących lelków i rzekotek, huczących kumaków czy trzepocących się w niespokojnym śnie sójek.
Acha... Zapomniałem jeszcze wspomnieć o strzygach, które w wierzeniach zachodnich Słowian przybierały postać czarownicy-sowy wysysającej krew...
Odwagi!

Cechy istot demonicznych w słowiańskiej kulturze: czasowa niewidzialność, ciemne lub czerwone zabarwienie skóry, ognistość i skrzenie się, wzrost raczej drobny, stosowny dla duszy-widma człowieczego, gęste uwłosienie, obfite brwi, wielka głowa, wielkie oczy, osobliwe zęby, grube wargi, długie sutki, brak palców, nadmiar palców, kulawość, stopy zwierzęce lub ptasie.


Artur Staszewski


Z wykorzystaniem: „Mitologii Słowian” (1982) Aleksandra Gieysztora. WAiF, Warszawa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dwie rocznice – czyli Kaczmarski i Smoleńsk

Wczoraj większość mediów zwróciła uwagę na dwie najważniejsze, ich zdaniem, rocznice w jednej dacie: 10 kwietnia - to rocznica zarówno...