Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 26 marca 2018

Miasto ("Zielona Arka", kwiecień 2004)


Bloki

Może nie zdajemy sobie sprawy z tego, że niechcący stworzyliśmy ogromne powierzchnie nowych środowisk, które w pewnym sensie spełniają funkcje ścisłych rezerwatów. Są to aglomeracje miejskie. Chronimy to środowisko nieświadomi, że o to właśnie chodzi zamieszkującym je zwierzętom.

            Mimo, że w ulicznych wąwozach sztucznych „gór skalistych” więcej zwierząt marnieje i ginie, aniżeli dorasta, mimo groteskowo wzmożonej aktywności seksualnej, mimo brudu, smrodu, hałasu i zatrucia, które rujnują zdrowie – nieustanny ich napływ z terenów pozamiejskich trwa.
            Zacznijmy na przykład od piwnicy. Jest tu zawsze mniej więcej stała temperatura, cicho, sucho i przytulnie. Nie dla człowieka oczywiście, ale na przykład dla wielkich, czarnych pająków – kątników domowych. Jeśli zaskoczymy je nagłym zapaleniem światła, przycupną w rogu byśmy ich nie zauważyli. Pytanie – co niby w tych ciemnościach jedzą? Otóż wbrew pozorom nie brakuje im wcale pokarmu. Tępią bowiem z zapałem takie bezkręgowce, jak: stonogi, rybiki, krocionogi, skolopendry i skorki. Tylko wydaje nam się, że w piwnicy nie ma innych zwierząt niż koty. Jeśli jednak mieszkańcy bloku nie chcą mieć kotów w piwnicy, z pewnością będą mieli w mieszkaniach myszy, a nawet szczury. Ich drogami komunikacyjnymi są systemy klimatyzacyjne i kanalizacyjne. Ale mysz a nawet szczur w domu to mały problem. Zdarza się, że tymi samymi drogami wędrują znacznie bardziej uciążliwe zwierzęta. Na przykład pluskwy.
            Ale wyjdźmy już może z mrocznych zakamarków bloku. Rozejrzyjmy się trochę po oknach, ale dyskretnie, żeby sąsiedzi nie posądzili nas o podglądactwo. Starsze bloki mają na tyle głębokie wnęki okienne, że mogą pod nimi pomieścić się gniazda oknówek. Poczciwe jaskółki budują je pieczołowicie z mieszaniny błota, siana i śliny. Tworzą niekiedy całe kolonie lęgowe mogące liczyć do kilkuset gniazd na jednym bloku.
            Wczesnym rankiem, gdzieś na samym wierzchołku anteny zasiada czarny kopciuszek i budzi nas zgrzytliwym trelem. Jego śpiew przypomina trochę zapalanie zapałki i jest obok wyjeżdżającego z piekarni dostawcy pieczywa, jednym z pierwszych dźwięków budzącego się miasta. Swoje gniazdo kopciuszek umieszcza w rozmaitych zakamarkach – w załamaniach lub pęknięciach w murze, w szczelinie lub w wywietrzniku.
            Latem mogą nas również obudzić przeraźliwe wrzaski stada jerzyków. To wyjątkowe ptaki, gdyż prawie całe życie spędzają w powietrzu, gdzie nawet śpią. Lądują właściwie tylko w gnieździe, które umieszczają najczęściej w szczelinach między płytami bloków.
Oknówka, jerzyk i kopciuszek to typowi mieszkańcy bloku, których pierwotnym środowiskiem życia były naturalne skały. Ale kos?  A jednak kosy dość często budują gniazda na balkonach, w doniczkach po kwiatach, czy między rynną a ścianą. Oświetlone dzielnice blokowisk sprawiają, że właściwie nigdy nie ma tu zupełnych nocy. Kosom się to podoba, bo mogą śpiewać, gdy ich głosów nie zagłusza już miejski zgiełk.
Nie zapomnimy również o naszym poczciwym wróbelku. Już od wielu lat wróbel występuje prawie wyłącznie w ludzkich osiedlach i bardzo rzadko gnieździ się poza nimi. Zupełnie niepozorny. Nawet jego śpiew zupełnie nie rzuca się w uszy, ale gdyby go nie było, to z pewnością poczulibyśmy, że czegoś nam brakuje. Wróbel jest po prostu najwierniejszym skrzydlatym towarzyszem człowieka z miasta.
Miasta upodobały sobie także gołębie i to aż trzy gatunki. Te najbardziej oswojone, jedzące nam z ręki, to gołębie miejskie. Pochodzą one od dzikiego gołębia skalnego i krzyżują się z hodowlanymi gołębiami domowymi, przez co mają różne ubarwienie. Gołąb grzywacz woli raczej zieleń miejską, ale często umieszcza gniazda w różnych zakamarkach domów, a nawet na balkonach. Sierpówka to „najmłodszy” z miejskich gołębi, bo przywędrował do nas dopiero w 1942 r. i obecnie występuje we wszystkich dużych i średnich miastach, np. w Warszawie 3-5 tys. par. Interesujący jest bardzo rozciągnięty okres lęgowy u miejskich gatunków gołębi. Gołąb miejski może na przykład gnieździć się przez okrągły rok. Także sierpówki i grzywacze mogą rozpoczynać lęgi już w lutym, a ostatnie gniazda z pisklętami znajdowano nawet w listopadzie.
Zejdziemy ze ścian, balkonów i anten na samą ziemię. Gdy zbliża się wieczór oczy ukrytej pod pozostałymi po budowie betonowymi płytami kuny domowej zaczynają śledzić ruch ostatnich wracających do domu ludzi. W odpowiednim momencie drapieżnik zacznie przemykać po zakamarkach w poszukiwaniu ptaków i gryzoni. Lisy i dziki odpoczywające dotąd w bezpiecznych kryjówkach na peryferiach wielkiego miasta, podniosą się i zaczną powoli iść w kierunku blokowych śmietników i trawników. To już nie jest przewidywanie przeszłości. To prawda, o której od paru lat mogą przekonać się mieszkańcy Szczecina. A przyszłość może być taka jak w innych dużych miastach świata. W Londynie w 1976 r. żyło 3 tys. lisów. W Berlinie stada dzików ryją w grobach i przewracają kamienie nagrobkowe. Nowy York zamieszkany jest przez 90 milionów szczurów. W kloakach Nowego Orleanu żyją krokodyle i aligatory żywiące się szczurami, psami i kotami.

Ludzie stwarzają wszystkim tym zwierzętom prawdziwe rezerwaty. Przestają one bać się tu ludzi, bo nikt do nich nie strzela, ani nawet ich nie przegania. Ba – są tu nawet regularnie dokarmiane w karmnikach, nad wodą, a zwłaszcza na śmietnikach. W chwili obecnej w miastach całego świata żyją już wielomilionowe populacje zwierząt, które postanowiły porzucić naturalne biotopy i opanować całkiem nowe środowiska. Chcemy czy nie chcemy kątniki, jaskółki, szczury i lisy są już naszymi współmieszkańcami, żyją w tym samym biotopie i zjadają nasze pożywienie. O ile może nam zupełnie nie wadzić maleńki kopciuszek, który uwił sobie gniazdo w wyłomie muru, o tyle wataha niepłochliwych dzików buchtujących trawnik budzi nasz niepokój. Ale paradoksalnie z czasem także ludzie przyzwyczajają się do obecności dzikich zwierząt w swoim środowisku. Żyjące na Florydzie, dochodzące do 4 m długości aligatory bardzo szybko pojęły, że nie muszą uciekać przed człowiekiem, wygrzewają się więc na słońcu na placach golfowych i tenisowych, w ogródkach przydomowych i na autostradach, gdzie polują na psy i koty domowe.
Cóż począć? Walczyć, czy przyzwyczajać się? Nierozważnie wypieramy dzikie zwierzęta z ich naturalnych środowisk, niszczymy ich biotopy, wdzieramy się z osiedlami w najdalsze zakątki Ziemi – w miejsca, które nie są dla nas przyjazne, kusimy je tworzoną na własne potrzeby wygodą i przepychem.
Trudno mieć pretensje do rzeki, że popłynie tym korytem, który my jej wykopiemy...

Artur Staszewski

Jeszcze 160 lat temu w żadnym mieście nie było, z wyjątkiem pustułek, swobodnie żyjących ptaków, nie było nawet wróbli. W 1966 r. w granicach Hamburga żyło około 120 tys. ptaków,  w tym prawie 40 000 wróbli i 15 000 kosów.

Kiedyś w Londynie stos rur drenażowych wprowadził miejskiego rudzika w stan ogłupienia. Samica chciała koniecznie wysiadywać w tych ulicznych „nie zamieszkanych jamach”. Ale wciąż myliła otwory i w końcu wybudowała nie mniej jak 23 gniazda. Jest jasne, że mimo tej gorączkowej działalności przepracowany ptak nie doprowadził do wyklucia ani jednego jaja – oto symbol wielkomiejskiego zapału do pracy i żałosnych jego wyników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dwie rocznice – czyli Kaczmarski i Smoleńsk

Wczoraj większość mediów zwróciła uwagę na dwie najważniejsze, ich zdaniem, rocznice w jednej dacie: 10 kwietnia - to rocznica zarówno...