Wczoraj większość mediów zwróciła uwagę
na dwie najważniejsze, ich zdaniem, rocznice w jednej dacie: 10 kwietnia - to
rocznica zarówno katastrofy smoleńskiej („okrągła” – czyli dziewiąta), jak i „okrągła”
– osiemnasta - Jacka Kaczmarskiego. „Kształtowi” politycznych rocznic nikt
specjalnie się raczej nie dziwi, ale w którym miejscu ustawić w tym kontekście Kaczmarskiego?
Jako poetę, czy jako „solidarucha”, którego „Mury” „zbuntowani robotnicy” na
szczytach władzy śpiewali wczoraj pod rozmaitymi miejscami politycznego kultu?
Dla mnie Trylogia „Obława” Kaczmarskiego była od początku, i
jest do dziś, uzupełnieniem czytanych z pasją w dzieciństwie książek Jamesa
Curwooda i Jacka Londona. A „Mury” były skargą na niewolenie całych
społeczeństw, a nie żadnym „hymnem” jakiejś organizacji. Najwidoczniej fałszywej
skoro do dziś pomijają ostatnią zwrotkę tego hymnu:
„Aż zobaczyli ilu ich, poczuli siłę i czas
I z pieśnią, że już blisko świt, szli ulicami miast
Zwalali pomniki i rwali bruk - Ten z nami! Ten przeciw nam!
Kto sam, ten nasz najgorszy wróg! A śpiewak także był sam.
Patrzył na równy tłumów marsz
Milczał wsłuchany w kroków huk
A mury rosły, rosły, rosły
Łańcuch kołysał się u nóg...”
I z pieśnią, że już blisko świt, szli ulicami miast
Zwalali pomniki i rwali bruk - Ten z nami! Ten przeciw nam!
Kto sam, ten nasz najgorszy wróg! A śpiewak także był sam.
Patrzył na równy tłumów marsz
Milczał wsłuchany w kroków huk
A mury rosły, rosły, rosły
Łańcuch kołysał się u nóg...”
Bard Kaczmarski niczym prorok. Co zaśpiewałby by dziś, gdyby
żył, widząc jak ci, którzy śpiewali „Mury” te mury między sobą budują, podobnie
jak zaciskają łańcuchy zniewolenia Unią Europejską – zachodnią wersją Kraju Rad?
Być może „Obława” była tylko metaforą „prześladowanych” działaczy
opozycji w czasach PRL, ale czy oni dziś naprawdę zasługują na porównanie z losem
wilków? Czy raczej hien żywiących się „miesięcznicami” katastrofy smoleńskiej,
którzy w swej obłudzie byliby bardziej komiczni od klownów, kiedy z wymuszonymi
łzami w oczach żałują tych, „za którymi stało ZOMO”, gdyby nie to, że w „Murach”
Kaczmarskiego nie ma nic zabawnego. A może „wilkami” czują się geje i lesbijki,
którzy katolików uznają za wrogą watahę?
Prawda jest więc prosta i zarazem gorzka jak pot barda:
gdyby człowiek człowiekowi był wilkiem, to… nie byłby człowiekiem. Nie ma w nas
nic z wilków, nawet metaforycznie.