Szukaj na tym blogu

czwartek, 29 marca 2018

Żmija zygzakowata - ukąszenia


Ukąszenia żmii zygzakowatej

Już sama  nazwa – żmija, budzi w nas dreszcz niepokoju. Zrodzony w mitologiach, legendach, opowieściach i filmach lęk przed groźnym gadem atakującym z zaskoczenia człowieka wbił się w ludzką podświadomość często głęboko niczym… jad żmii. Nie bez powodu, bo rzeczywiście jest się czego bać – ukąszenia grzechotników, kobr, mamb i wielu innych jadowitych węży, często są śmiertelne lub przynajmniej powodują ogromny ból, cierpienie, kalectwo. Tych najniebezpieczniejszych nie ma jednak w Polsce. U nas występuje tylko jeden gatunek jadowitej żmii – żmija zygzakowata (Vipera berus), która w porównaniu z innymi jest prawie niegroźna dla ludzkiego życia i zdrowia.



To ostatnie zdanie trzeba podkreślić z dwóch powodów: żeby nie wzbudzać u ludzi wrogości do tego wciąż nielicznego gatunku, gdyż wtedy instynktownie chcą go zabijać i tępić, oraz żeby nie powodować paniki w razie ukąszenia przez żmije zygzakowatą. Panika jest bowiem największym zagrożeniem dla naszego zdrowia i w takim przypadku: powoduje gwałtowne bicie serca, wzrost ciśnienia, zwiększa tętno – i w efekcie przyspiesza rozprzestrzenianie się jadu w naszym organizmie.
Nie chodzi oczywiście o lekceważenie przypadku ukąszenia przez żmiję. Przeciwnie – pierwszym naszym celem powinno być jak najszybsze dotarcie do lekarza i podanie surowicy, niezależnie od objawów.  Problem w tym, że często do lekarza jest daleko, gdyż do ukąszeń dochodzi na ogół z dala od miast i środków transportu. Wtedy musimy radzić sobie sami. Oto co powinniśmy zrobić  w razie ukąszenia przez żmiję zygzakowatą:

  • Przemyć ranę czystą wodą. Niektórzy wspominają o „dezynfekcji”, ale w praktyce nie ma czym zdezynfekować takich ran i nawet „dezynfekcja” mchem torfowcem (trudnym do znalezienia) właściwie niewiele daje na tym etapie. Uwaga! Nie wolno dezynfekować rany alkoholem! To przyspieszy obieg jadu w organizmie.

  • Ważniejsze od szukania sposobu na dezynfekcję rany jest uspokojenie ukąszonego. Pod wpływem szoku będzie miał przyspieszone tętno – co sprzyja rozprzestrzenianiu się jadu. Dobrze, jeśli mamy przy sobie środki przeciwbólowe – uśmierzenie bólu będzie obniżało stres i lęk.

  •  Cały czas starajmy się, żeby pozycja ukąszonej osoby była taka, żeby miejsce ukąszenia znajdowało się poniżej głowy, jak najniżej całego ciała – utrudnia to dostawanie się jadu powyżej miejsca ukąszenia.

  • Nie stosujemy opasek uciskowych (choć do niedawna błędnie to zalecano). Nie nacinamy rany, nie wysysamy jadu. Nie „kombinujemy” nic ponad to, żeby ranę obandażować, kończynę unieruchomić, rannego uspokoić i jak najszybciej dostarczyć do szpitala.


Ukąszenia przez żmiję zygzakowatą rzadko są groźne, ale ok. 1% ludzi po jej ukąszeniu doznaje wstrząsu anafilaktycznego – i właściwie tylko dzięki temu może dojść do zgonu zanim zostanie udzielona fachowa pomoc.
 Na koniec nasuwa się zasadnicza rada dla wszystkich, którzy wybierają się na wycieczki, biwaki, obozy, zbieranie grzybów i jagód, a już zwłaszcza na dalekie wędrówki w odludne tereny: zawsze warto zabierać ze sobą prawie nic nie ważącą apteczkę pierwszej pomocy. Zawsze musimy być przewidujący i na przykład, jeśli słyszeliśmy o tym, że w terenie w który się wybieramy spotyka się żmije, to zabezpieczmy się koniecznie na wypadek spotkania z nimi. Wędrując po bezdrożach bezwzględnie pamiętajmy o solidnym, wysokim co najmniej ponad kostki, obuwiu. Nogi też zawsze powinniśmy mieć zabezpieczone spodniami, nie powinno się wędrować w krótkich spodenkach – i to nie tylko ze względu na żmije.
Pamiętajmy jeszcze o tym, że żmija zygzakowata jest chronionym gatunkiem polskiego gada. Jeśli widzimy coś „pełzającego” najlepiej zwierzęciu nie przeszkadzać, ominąć je i nie drażnić, nie niepokoić. Jeśli nie znamy się dobrze na rozpoznawaniu węży – lepiej nie próbować oglądać ich z bliska. Niektóre żmije mają słabo widoczny zygzak i może nam się zdawać, że to pospolite i niegroźne zaskrońce. Żmiję możemy też pomylić z jeszcze rzadszym i zupełnie niegroźnym gniewoszem plamistym.

wtorek, 27 marca 2018

Mój copywriting - przykładowe teksty

Krzesło do komputera
Co za nieszczęście, kiedy psuje się komputer! A co za wstyd, kiedy w serwisie dowiadujesz się, że przegrzała się zabrudzona płyta główna. Serwisant otwiera pokrywę twojego peceta – a tam kotłują się zwały kurzu. Żal i wstyd. Żal – bo trzeba zapłacić za nową płytę. Wstyd – bo nie dbasz o „zdrowie” cennego sprzętu.
Jeśli więc żal ci sprzętu komputerowego, to tym bardziej, podczas pracy, powinieneś myśleć o własnym zdrowiu. Na przykład o wygodnym fotelu do komputera. Odpowiednio wyprofilowanym,  o dużych możliwościach regulacji, wygodnym, lekkim, a jednocześnie mocnym, na  którym poczujesz  się komfortowo.
Nie zaniedbuj swojego zdrowia podczas pracy przy komputerze! Kręgosłupa nie wymienisz jak płyty głównej!



ROWEREM PO MIEŚCIE I PO BEZDROŻACH?

Jak najbardziej! Za takie uniwersalne rowery uważa się rowery crossowe. Posiadają one zalety zarówno rowerów górskich, jak i miejskich.

Cechy roweru crossowego
Rowery tego typu mają przede wszystkim duże koła wielkości 28 cali, ale węższe niż w rowerach górskich opony wielkości 38-44 mm. Są wyposażone w przednie amortyzatory widelcowe – co daje komfort podczas jazdy w urozmaiconych warunkach terenowych. Siodełko w rowerach crossowych jest umieszczone niżej niż kierownica – pozwala to na przyjęcie wygodnej sylwetki podczas jazdy. Oczywiście w trudnych warunkach, podczas jazdy po drogach gruntowych, jazda rowerem crossowym będzie trudniejsza niż górskim, ale za to świetnie i lekko jeździ się nim po w miarę twardych drogach – zarówno asfaltowych, jak i gruntowych.
Jak na rower uniwersalny, rower crossowy ma stosunkowo dużą liczbę przełożeń – bo aż 21. Pozwala to na swobodne dostosowanie przerzutki do zmiany nawierzchni po której jedziemy. Dlatego nie musimy wkładać dużo siły przy zjeździe z drogi asfaltowej w teren, przy pokonywaniu wzniesień, nierówności itp. Musimy jednak liczyć się z tym, że przy pokonywaniu trudniejszych fragmentów, będziemy zmuszeni do… przenoszenia roweru.
Rower crossowy jest gorzej wyposażony niż rowery trekkingowe czy miejskie, ponieważ te drugie mają na ogół bagażniki i błotniki. Są więc lżejsze zwłaszcza od rowerów miejskich, ale pamiętajmy o tym, że wybierając się w dalszą trasę musimy zabrać ze sobą plecak z niezbędnym wyposażeniem.

Dlaczego crossowy rower „męski”?
W sprzedaży są oczywiście zarówno typy damskie, jak męskie rowerów crossowych. Niektórzy uważają, że nazwa jest myląca i zasadniczo nie ma różnicy który rodzaj wybieramy. Niemniej producenci odróżniają te dwa rodzaje pod względem samej budowy. Męski rower crossowy ma dłuższą górną ramę – co wynika z faktu, że na ogół przy tym samym wzroście mężczyzna ma krótsze nogi niż kobieta. W męskich rowerach siodełko jest węższe niż  damskich, ponieważ kobiety mają szerszy rozstaw kości kulszowych. Kolejna cecha różniąca oba typy - to kierownica, która w rowerach męskich jest szersza ze względu na szersze i silniejsze ramiona u mężczyzn. Również stylistka budowy obu rowerów jest inna – męskie rowery mają bardziej „surowy” wygląd i na ogół malowany są w ciemniejszych barwach niż damskie. Niektórzy mężczyźni wolą jeździć damskimi rowerami crossowymi wymieniając jako ich zalety głównie to, że są bardziej poręczne podczas ich przenoszenia przez trudne odcinki terenowych tras…
Do najpopularniejszych męskich marek rowerów crossowych należą: Giant, Kross, Peels, Cube, Merida, Leader Fox i Kellys. 



Niebezpieczne kleszcze
Natkniemy się na nie wszędzie – nie tylko na wyciecze w lesie, ale przy odpoczynku nad jeziorem, na łące, trawniku i w ogrodzie. Kłując powodują nie tylko nieprzyjemne dolegliwości skórne, ale mogą zarazić nas ciężkimi i przewlekłymi chorobami. Powinniśmy więc nauczyć się zapobiegać atakom kleszczy, wiedzieć jak je wyciągać, oraz jak leczyć choroby przez nie wywołane.

Choroby odkleszczowe
Kleszcze to bardzo niebezpieczne pajęczaki, mogące przenosić groźne choroby zakaźne - przede wszystkim zapalenie opon mózgowych i boreliozę. Musimy zawsze długo obserwować miejsce po ugryzieniu kleszcza (co najmniej 30 dni) i w razie zaobserwowania poszerzającego się rumienia powinniśmy natychmiast udać się do lekarza.
Zapaleniu opon mózgowych można zapobiegać poprzez cykl szczepień ochronnych, jednak w razie wykrycia tej choroby wymagane jest dożylne leczenie antybiotykami i jednoczesne podawanie leków przeciwobrzękowych i przeciwzapalnych. 
W przypadku wykrycia boreliozy również wymagane jest leczenie antybiotykami, lecz często jest to choroba przewlekła i tym trudniejsza do wyleczenia im później wykryta.

Zapobieganie ugryzieniom
Najlepszym sposobem na uniknięcie ugryzienia przez kleszcza podczas spaceru lub w pracy na świeżym powietrzu, jest założenie odpowiedniego stroju. Powinien on w całości zakrywać nasze ciało (oprócz oczywiście twarzy i dłoni). Najlepiej, jeśli będzie to coś w rodzaju kombinezonu lub „śliskiego” ubrania i ważne, żeby ubranie było w kolorze ułatwiającym dostrzeżenie kleszczy, które na nie spadły. Co kilka minut przystańmy i obejrzyjmy dokładnie zwłaszcza spodnie od stóp po kolana i rękawy od dłoni po łokcie. Kolejna bardzo ważna sprawa – koniecznie po powrocie do domu od razu weźmy kąpiel lub prysznic, dobrze też jeśli pozwolimy obejrzeć swoje ciało innej osobie. Nie zapominajmy o ochronie przed kleszczami naszych pupili - kotów i psów, gdyż kleszcze mogą od nich przejść na skórę człowieka, a one same również zarazić się chorobami odkleszczowymi.
Oczywiście koniecznie przed wejściem do lasu spryskajmy lub wysmarujmy najbardziej narażone części ciała preparatem odstraszającym kleszcze – jest to najczęściej skuteczny sposób zapobiegania ukąszeniom.

Usuwanie kleszczy
Co jednak, gdy zauważyliśmy kleszcza wgryzionego w naszą skórę? Oczywiście najlepiej udać się do lekarza, który usunie kleszcza fachowo. Jeśli chcemy usunąć insekta domowymi sposobami, to możemy użyć do tego celu pincety (w aptekach są specjalne – do usuwania kleszczy) wyrywając kleszcza szybkim, zdecydowanym ruchem do góry. Niektórzy zalecają, żeby używając pincety wyciągać kleszcza ruchami obrotowymi – niestety w ten sposób najczęściej go po prostu rozerwiemy, a chodzi o to, żeby wyszedł w całości.
Lepiej od pincety spisują się specjalne karty do usuwania kleszczy – przedmiot przypominający wyglądem kartę kredytową, również do kupienia w aptekach. Na brzegach karty są różnej wielkości nacięcia, które umożliwiają dopasowanie chwytu do wielkości insekta. Wsuwamy kleszcza w nacięcie i delikatnym ruchem w górę wyciągamy go w całości.
W aptekach pytajmy o takie przyrządy do wyciągani kleszczy, jak: lasso trix, pompka anty-kleszcz, oraz kleszczołapki.
Na koniec jeszcze przestroga – w celu usunięcia kleszcza nigdy nie smarujmy go, ani obrzęku wokół, masłem, olejem itp. Ani go tym sposobem nie „udusimy”, ani nie usuniemy, spowodujemy za to, że kleszcz wstrzyknie nam do ciała jeszcze więcej niebezpiecznych drobnoustrojów.


Pryszcze

Nagły wysyp pryszczy na ciele nastolatka może być dla niego powodem dużej traumy, a przewlekłość tej dolegliwości może powodować poważniejsze schorzenia, jak: trądzik różowaty, łupież łojotokowy, czy łojotokowe zapalenie skóry. Występowanie pryszczy u nastolatków ma podłoże hormonalne (u chłopców - androgeny), może mieć też genetyczne i wiąże się z nadczynnością gruczołów łojowych skóry, których najwięcej zlokalizowanych jest w górnych częściach ciała i dlatego pryszcze wyskakują nam najczęściej na twarzy, szyi, plecach, klatce piersiowej i ramionach. Pryszcze u młodzieży znikają na ogół wraz z zakończeniem okresu dojrzewania.
U ludzi dorosłych wysyp pryszczy wiąże się ze stresem, zwłaszcza u kobiet przyczyną wystąpienia schorzenia mogą być: stresująca praca zawodowa, makijaż, długie przebywanie na słońcu i zażywanie hormonalnych środków antykoncepcyjnych. Pryszcze u dorosłych dowodzą występowania toksyn w organizmie, czego przyczyną mogą być m.in.: zaparcia, choroby wątroby, alergie pokarmowe i drożdżyce.

Objawy i formy pryszczy
Pryszcze, jako schorzenie, rozpoznajemy po tzw. „zaskórnikach” – przybierających formę grudkowo-kostkową wykwitów i torbieli ropnych na skórze. Wyróżniamy dwa rodzaje zaskórników:

  • ·         Zaskórnik zamknięty – niewielka zmiana białawej barwy, widoczna zwłaszcza przy naciąganiu skóry, z otworkiem w środku;
  • ·         Zaskórnik otwarty – ciemne gródki z których wydobywa się ropna masa rogowo-łojowa.
Pod względem czynników sprzyjających powstawaniu pryszczy, wyróżniamy trzy ich  rodzaje:

  • ·         Pryszcz zawodowy – powstaje wskutek działania smarów, olejów, czy chloru;
  • ·         Pryszcz kosmetyczny – powstaje w wyniku używania kosmetyków zatykających ujścia mieszków włosowych;
  • ·         Pryszcz polekowy – na skutek nadmiernego zażywania  sterydów, jodu i witaminy B12.
Kliniczne formy pryszczy, to: pryszcz młodzieńczy, pryszcz ropowiczy, pryszcz bliznowcowy i pryszcz przewlekły.

Jak pozbyć się pryszczy?
Przede wszystkim starać się zapobiegać. Osoby podatne na to schorzenie powinny pamiętać, że wyciskanie pryszczy spowoduje zapalenie skóry i pozostawi brzydkie blizny. Należy unikać intensywnych kąpieli słonecznych, ponieważ wskutek wydzielania potu może dojść do wytrysku pryszcza do wewnątrz – co wywoła dodatkowy stan zapalny. Powinniśmy również unikać cukru i alkoholu, słodyczy, produktów mlecznych, smażonych potraw – wszystkiego co obciąża wątrobę. W zamian stosować dietę lżejszą dla wątroby i oczyszczającą z toksyn, a więc jeść zwłaszcza: owoce i warzywa (szczególnie buraki), ciecierzycę, fasolę czarne oczko, soczewicę, potrawy japońskie i tajskie, płatki śniadaniowe z dodatkiem nasion słonecznika, suszone morele, orzechy, kiełki roślinne itp., a także pić dużo wody.
Bardzo duże znaczenie ma pielęgnacja skóry do której znakomicie nadaje się naturalny krem Sevolium, który redukuje zaczerwienienia, łagodzi objawy schorzenia, znakomicie nawilża skórę, a nawet redukuje zmarszczki. W preparacie Sevolium nie ma żadnych chemicznych dodatków - jest to produkt całkowicie naturalny, a swoją skuteczność w leczeniu pryszczy zawdzięcza takim składnikom, jak: miedź, cynk, nanozłoto, wyciągi z ziela fiołka trójbarwnego, drożdży, kory i liści, ekstrakty z lukrecji i nagietka.
W leczeniu pomoże również codzienne zażywanie preparatów z zespołem witamin B oraz witaminy A i E pamiętajmy jednak, że przedawkowanie, zwłaszcza witaminy B12, może przynieść skutek odwrotny i spowodować stany zapalne skóry.
Z domowych sposobów zaleca się picie herbaty pokrzywowej, stosowanie maseczek octowo-chrzanowych i rozmaitych płynów ziołowych do przemywania skóry. Poprawę przyniesie także picie specjalnych mieszanek ziołowych z ziela krwawnika, bratka polnego, serdecznika, pokrzywy, tysiącznika, liści brzozy, szyszek chmielu i kwiatów rumianku.
W każdym przypadku wystąpienia pryszczy, powinniśmy udać się do dermatologa, który przepisze odpowiednie leki. Będą to najczęściej pochodne witaminy A: adapalen lub izotretinoinę. Przy silniejszych objawach stosuje się roztwory zawierające antybiotyki i preparaty z kwasem salicylowym i cynkiem. Długotrwałe leczenie ciężkich, przewlekłych przypadków, wymaga niekiedy zabiegów chirurgicznych w połączeniu z leczeniem ogólnym – doustnym stosowaniem tetracykliny. Leki pomocne w zwalczaniu pryszczy, to: sole cynku, spironolakton, cyproteron i dapson. Wszystkie preparaty doustne mogą powodować skutki uboczne, zwłaszcza przy długotrwałym ich zażywaniu źle działać na wątrobę  – dlatego konieczne są regularne badania krwi w trakcie ich zażywania.




DNA MOCZANOWA
Znana również jako podagra, artretyzm, skaza moczanowa, choroba bogaczy, lub choroba królów. Jest to choroba zapalna stawów wywołana odkładaniem się kryształków kwasu moczowego. Uważa się, że źródłem tej choroby jest niewłaściwa dieta i styl życia, ale podłożem dny moczanowej mogą być też skłonności dziedziczne.
Odkładanie się kryształków powoduje silny ból, ponieważ ich ostre krawędzie ranią tkanki. Jak silny jest ból wywołany dną moczanową, niech świadczy przykład Brada’a McAdams’a z Teksasu, który wspominał: „Poruszanie się sprawiało mi dotkliwy ból. Były takie dni, że z trudem podnosiłem się z łóżka”. Pan Adams dodaje, że ból uniemożliwiał mu normalny sen, a czasami ledwie powłóczył nogami na terenie przedsiębiorstwa, na terenie którego pracował. Przy spadkach ciśnienia atmosferycznego był praktycznie przykuty do krzesła.
Dna najczęściej atakuje okolice stawów dużych palców u nóg, ale może również wystąpić w innych częściach ciała, zwłaszcza w nerkach. Na ciele, w pobliżu stawów, mogą również wystąpić czerwone obrzęki w postaci tzw. „guzków dnawych”. Zaatakowane miejsca stają się obrzęknięte i zaczerwienienie. Jest to przypadłość typowo męska – mężczyźni chorują na dnę  aż dwudziestokrotnie częściej od kobiet. Choroba pojawia się u nich po 40. roku  życia, podczas gdy u kobiet po 65. Roku. Dna ma najczęściej przebieg bardzo zmienny: od okresów bezobjawowych – po przewlekłe, bardzo silne ataki bólu.

Zapobieganie dnie moczanowej
Ataki dny zdarzają się  najczęściej po spożyciu obfitego posiłku. Należy unikać zwłaszcza pokarmów zawierających purynę, która przy rozpadzie wytwarza kwas moczowy, którego nadmiar jest kumulowany w organizmie.
Unikaj produktów wysokobiałkowych - zwłaszcza podrobów, mięsa drobiowego, tłustych ryb, owoców mórz, fasoli odmian flażolet, lima i navy, soczewicy, owsianki, serów pełnotłustych, grzybów, szparagów, kalafiora, szpinaku, napojów drożdżowych i zawierających kofeinę.
Powinniśmy ograniczyć spożycie tłuszczów zwierzęcych zastępując je roślinnymi, np. oliwką z oliwek. Tłuszcz możemy redukować poprzez grillowanie, duszenie, pieczenie potraw w piekarniku – zamiast smażenia.
Zaleca się spożywanie dużej ilości wody, ale zawierającej małe ilości minerałów.
Unikajmy ostrych przypraw i napojów alkoholowych, zwłaszcza piwa.
Kategorycznie rzućmy palenie, jeśli to robimy.
Unikajmy otyłości – jest ona  najlepszym „przyjacielem” podagry.

Pokarmy wskazane
Jedzenie dużej ilości owoców, zwłaszcza ananasów, borówki amerykańskiej, czarnych jagód i wiśni. Szczególnie wiśnie znacznie przyspieszają wydalanie kwasu moczowego z organizmu. W sklepach ze zdrową żywnością szukaj koncentratu z wiśni.
Jedzenie dużej ilości warzyw – szczególnie korzystny jest seler naciowy, brązowy ryż, makarony z mąki gryczanej, kukurydzianej, ryżowej i ziemniaczanej.
Stosowanie diety makrobiotycznej.
Picie dużej ilości wody.

Leczenie
Podstawą leczenia farmakologicznego przy ostrych napadach dny moczanowej jest stosowanie niesteroidowych leków przeciwzapalnych i kolchicyny. Kolchicyna jest szybka i skuteczna, lecz powoduje nieprzyjemne skutki uboczne: wymioty, nudności, biegunkę i ospałość. Nie wolno stosować kolchicyny przy jednoczesnym wystąpieniu zakażenia lub podczas stosowania kuracji zmniejszającej poziom kwasu moczowego – np. allopurynolem! Nie powinno się też używać aspiryny.
Przy przewlekłym leczeniu dny moczanowej, stosujemy następujące leki:
Allopurynol
Febuksostat
Fenofibrat
Losartan
Podczas bezobjawowego przebiegu choroby i pomiędzy napadami zasadą numer jeden jest zmiana trybu życia, lecz czasami również pomiędzy napadami konieczne jest stosowanie leków zmniejszających poziom kwasu moczowego w organizmie. W stopniowym obniżaniu stężenia kwasu moczowego we krwi pomogą 1-2 g witaminy C przy posiłkach, czy ekstrakt z imbiru.
Jeśli masz objawy dny moczanowej (zwłaszcza nagłe, silne bóle paluchów u stóp, lub kciuków u dłoni) – nie zwlekaj i natychmiast udaj się do lekarza. Może to uratować cię przed przewlekłą dną, której leczenie jest długotrwałe, a objawy bardzo bolesne. Badania rozpoznania dny przeprowadza się pod mikroskopem po pobraniu płynu ustrojowego po nakłuciu stawu. Umożliwia to wykluczenie tzw. „dny rzekomej”, jak też innych chorób stawowych, jak reumatoidalne zapalenie stawów.


poniedziałek, 26 marca 2018

Płomienie śmierci ("Zielona Arka", marzec 2002)


Płomienie śmierci

Jak każdej wiosny łąka budzi się do życia. Smukłe źdźbła trzcinników pokrywa jeszcze niekiedy poranny szron, ale między ciemnozielonymi kępami situ i kopiastymi darniami śmiałka, na czarnej, grząskiej ziemi, kiełkują pierwsze młode trawki. Zaczyna się walka o przetrwanie okupiona ogromnym wysiłkiem przyrody. Bywa, że daremnym...

Tu i ówdzie rozchyla już swoje nitkowate listki skrzyp błotny. Na odsłoniętych, nasłonecznionych miejscach kwitną żółte podbiały i maleńkie stokrotki. Niewiele tu jednak roślin kwiatowych. To wynik melioracji, a następnie degradacji środowiska w wyniku jego intensywnego użytkowania.
Południowe słońce ośmiela pierwsze pająki pogońce do wyruszenia na łowy. Nie muszą one budować sieci łownych - swojej ofiary poszukują pieszo i dopadają ją błyskawicznym skokiem. Poza pogońcami niewiele tu widać stworzeń. Chyba, że zabuczy pierwszy obudzony trzmiel rozgrzewający mięśnie pod zbitą warstwą zeszłorocznych traw. Albo, jeśli przyjrzeć się bliżej łąkowej glebie.
W wierzchnich warstwach gleby życie toczy się już własnym, coraz szybszym tempem. Ożywiły się dżdżownice, larwy koziułek i drutowce. W żyznych miejscach widać cieniutkie, bardzo liczne białe robaki - wije i obleńce. Larwy biegaczy potrafią już korzystać z tej bogatej „stołówki” i najadają się do syta po zimowym odrętwieniu. Wśród owadów liczne są drapieżne larwy bąkowatych, zwłaszcza bąka bydlęcego i ślepaka, których dorosłe postacie tak boleśnie kłują nas latem. Jeszcze bujniejszy jest świat maleńkich skoczogonków i roztoczy odżywiających się martwymi i rozkładającymi się roślinami i zwierzętami.
Żaby trawne już dawno opuściły swoje kryjówki. W drodze do małych zbiorników wodnych, w których odbywają gody, polują na owady. Oprócz żab po łące wędrują licznie ropuchy szare - również kierując się do ulubionych miejsc rozrodu.
Z zimowego letargu obudziły się też gady, zwłaszcza pospolite jaszczurki zwinki. Na suchej jak papier kępie śmiałka ułożył się zaskroniec - on też, jak wiele innych zwierząt zmiennocieplnych, musi naładować swoje „baterie” w słonecznych promieniach. Żaba trawna stanowi jego ulubioną zdobycz, ale pod warunkiem, że ofiara się porusza, albo drapieżnik dotknie jej językiem - inaczej jej nie rozpozna nawet, jeśli minie ją o centymetry.
Ale to nie jedyny i nie najgroźniejszy gad, który wyrusza na łowy wśród bujnych traw. Niektóre wilgotne miejsca zamieszkuje żmija zygzakowata. Największe okazy mogą osiągać „tylko” 70 cm długość, wyjątkowo 80 cm, ale duża żmija wygląda bardzo masywnie. Poluje najchętniej na gryzonie. Myszy polne i norniki zaczynają właśnie gody, podczas których są wyjątkowo mało czujne. Żmija skrada się do myszy ostrożnie, po czym kąsa ją zębami jadowymi i zostawia. Ofiara przebiega jeszcze kilka metrów, zanim padnie. Gad wyrusza jej tropem, wykorzystując doskonale rozwinięty zmysł węchu. Tym razem żmija, oprócz zapachu myszy, wyczuła woń dotychczas jej nieznaną i instynktownie zareagowała ucieczką w przeciwnym kierunku.
Zdegradowane łąki są stosunkowo ubogie w gatunki ptaków. Nie spotkamy na nich na przykład ptaków siewkowych ani większości dzikich kaczek. Zwarte darnie utworzone ze zbitej masy odkładających się przez kilka lat traw, utrudniają polowanie ptakom drapieżnym i poruszanie się bocianom. Nie oznacza to jednak, że łąki te są puste. Przeciwnie - w wilgotnych miejscach liczebność ptaków może być dość duża. Najbardziej rozpowszechnionym z łąkowych ptaków jest skowronek. Wraz ze świergotkiem łąkowym są to jedne z pierwszych ptaków, które przystępują tu do lęgów. Oba kopią płytkie dołki pod kępami traw i wyścielają je delikatnymi, suchymi źdźbłami, a następnie oczywiście składają w nich swoje jaja.
Na ugorowanych łąkach gnieżdżą się również żurawie. Ich gniazda to duże kopce z trzcin i traw umieszczone najczęściej w miejscach silniej podmokłych. Niekiedy już w marcu żurawie składają po dwa wielkie jaja. W tej samej mniej więcej porze samice kaczek krzyżówek wygrzebują dołki na łące i składają do przytulnych gniazdek od kilku do kilkunastu jaj. W wysokich trawach przez okrągły rok znajdują schronienie bażanty i kuropatwy. Do wszystkich tych wczesnowiosennych ptaków dołączą wkrótce inne gatunki: derkacze, przepiórki, pliszki żółte, pokląskwy, piegże, rokitniczki, świerszczaki i potrzosy... Przynajmniej dołączyłyby z pewnością, pod warunkiem, że zastaną tu odpowiednie środowisko.
Monotonny krajobraz wysokich, kępiastych traw urozmaicają buchtowiska dzików. Dziki potrafią „przeorać” w poszukiwaniu larw i gniazd gryzoni duże obszary - jedno buchtowisko może dochodzić nawet do ponad jednego hektara wielkości. W miejscach takich może wyrosnąć młoda, zielona trawka, którą chętnie żywią się żurawie, gęsi gęgawy, sarny i zające. W pewnych okolicznościach, które wkrótce nastąpią, buchtowisko spełni jeszcze jedną, niezwykle ważną funkcję dla środowiska.
Gęste trawy pokrywające duże otwarte przestrzenie, na których od lat nie stanęła ludzka stopa, ani nie wjechał żaden pojazd, stały się doskonałym miejscem niezakłóconego rozrodu dla drapieżnych ssaków, zwłaszcza dla lisów, jenotów, łasic, tchórzy i gronostajów. Dwa pierwsze z nich nie mają w tym środowisku praktycznie żadnych wrogów naturalnych. Niestety - brak selekcji doprowadza do niekorzystnych zmian genetycznych i rozprzestrzeniania się chorób zakaźnych wśród lisów i jenotów. Z jednej strony wtórnie zdziczałe łąki pomagają w odbudowie populacji niektórych rzadkich wcześniej gatunków (np. derkacza), ale z drugiej są „wylęgarnią” obcych, sprowadzonych przez człowieka zwierząt. Zalicza się do nich właśnie jenot, szczególnie ekspansywna i drapieżna norka amerykańska, kot domowy, a ostatnio nawet szop pracz - spotykany już nad Odrą, nawet w samym Szczecinie.
Ale jednak ekosystem nawet zdegradowanej łąki rządzi się prawami przyrody. Wiosenne życie nabiera z wolna właściwego tempa. Rozpoczyna się odwieczny rytuał natury zmierzający zawsze w jednym celu - przetrwania każdego życia. W świecie roślin i zwierząt splatają się bodźce i instynkty zakorzenione od pradziejów w skomplikowanych sentencjach genetycznych, tworzące biologiczne podstawy funkcjonowania ekosystemu. Nie zawsze jednak wszystko idzie gładko. Przyroda bowiem, to także kataklizmy i żywioły - zjawiska znane Ziemi jeszcze przed powstaniem na niej życia biologicznego. Jednym z takich żywiołów jest ogień.

Ogień rozniecił człowiek. Ot tak - dla widowiska. Szeroki front płomieni biegnących nocą po rozległej łące ekscytuje niektórych ludzi. To głównie dlatego każdego roku płoną suche nieużytki. Podmuchy wiatru gnają czerwone języki  ognia w tempie marszu człowieka. Jest to możliwe dzięki temu, że pożar rozprzestrzenia się górą - po suchych łodygach wysokich trzcin i trzcinników. Płonące części roślin opadają niżej, gdzie wysuszone jak papier liście śmiałka i turzyc buchają gwałtownym ogniem. Pomiędzy kępiastymi trawami, najbliżej ziemi, znajduje się warstwa zeszłorocznych, opadłych części roślin, które częściowo się zapalają, częściowo tlą podtrzymując pożar.
Ogień trawi nie tylko rośliny. Ginie w nim większość owadów i innych drobnych organizmów, chyba, że zdążą się odpowiednio głęboko zakopać w mokrej ziemi. Prawie całkowicie zostaje więc zniszczona mikrofauna dokonująca rozdrabniania i rozkładu martwych części roślin i zwierząt. Żaby, zaskrońce i myszy mogą uniknąć śmierci, jeśli zakopią się w samym środku dużej kępy śmiałka lub situ, gdyż ogień zwykle tam nie dociera, „dusząc” się w zbitej masie roślinnej. Te ptaki, które nie mają jeszcze gniazd, również ujdą z życiem, ale krzyżówka wysiadująca jaja raczej spłonie żywcem, niż je porzuci. Łasice i gronostaje nie będą ryzykować - zaczną umykać przed żywiołem, ale niektóre z nich wpadną w pułapkę bez wyjścia. W głębokich norach bezpieczne będą lisy i jenoty, ale młode zajączki schowane w kępie trawy nie mają szans. Ogień może zaskoczyć nawet tak duże zwierzęta, jak dziki i sarny, które w panice mogą wpadać prosto w płomienie.
W ciągu kilku godzin żółto-zielona łąka zamienia się w czarne pole. Pożar zatrzymał się na przeszkodzie nie do przejścia - na szerokim kanale. W innych miejscach płomienie wygasły docierając do odsłoniętej ziemi dziczych buchtowisk. Ogień wygasa szybko, ale zwarte kępy tlą się jeszcze długo, snując ponure smużki dymu. Życie zamiera tu całkowicie. No, prawie całkowicie... Natychmiast po pożarze, zjawiają się drapieżniki i padlinożercy. Myszołowy i pustułki wypatrują łatwych teraz do złowienia gryzoni. Kruki i bieliki krążą nad pożarzyskiem licząc na znalezienie większej padliny - spalonej sarny lub dzika.
Stopniowo wszystko się uspakaja. Wiatr ustaje, zaczyna siąpić deszcz i ogień wygasa całkowicie. Po paru dniach widać już pierwsze kiełkujące rośliny. W większości nie będą to już jednak trawy. Zastąpią je głównie pokrzywy, przytulie, osty i baldaszkowate, tworzące latem zbitą masę chwastów. Rolnik, który podpaliłby swoją łąkę, by ją użyźnić, byłby więc mocno rozczarowany.
W miesiąc od pożaru łąkę pokrywa luźno rosnąca warstwa niskich, żywo zielonych, młodych roślin. Powoli odbudowuje się mikrofauna, zaczynają wracać ptaki. Nic nie zapowiada kolejnej katastrofy...
Długotrwałe susze i sieć rowów melioracyjnych powodują, że ziemia na wypalonej łące szybko wysycha po wiosennych roztopach i zalewach. Silny wiatr przychodzi niespodziewanie. Zwierzęta z niepokojem zaczynają czuć woń świeżego dymu. Czyżby nowy pożar na sąsiedniej łące, gdzie schroniła się większość „uchodźców”? Wszystko wyjaśniłaby nam sowa błotna, która późnym wieczorem wybrałaby się na łowy. Z góry widziałaby czerwony żar - jakby zaczynała palić się ziemia. W sensie dosłownym wzniecił się właśnie pożar ziemi. Warstwa torfu może dochodzić nawet do kilku metrów. Tlił się on niezauważenie od dnia pożaru. Płonący torf mogłaby ugasić tylko kilkudniowa ulewa, ale tej w międzyczasie nie było. Wichura rozpętała piekło na nowo. Nie widać płomieni, ale temperatura wierzchniej warstwy osiąga poziom zbliżony do temperatury żywego ognia. Nieco głębiej „ziemia” jest rozgrzana do czerwoności. Grunt zarywa się pod ciężarem dzika, który zapada się w głąb ziemi. Zwierzę panicznie stara się wydostać z pułapki, ale za każdym krokiem następne fragmenty ziemi kruszą się pod jego racicami niczym lód. W końcu udaje mu się wydostać, ale silnie poparzony skona w męczarniach nie doczekawszy ranka. Nie wiadomo jeszcze jak długo będzie płonął torf. Strażacy opowiadają o sytuacjach, kiedy torf tlił się przez okres pół roku! Jedynym ratunkiem jest ulewa.
Tego typu pożary nie należą do rzadkości i należą do najbardziej niebezpiecznych ze wszystkich znanych typów pożarów. Bywa, że są zjawiskami normalnymi, a nawet potrzebnymi przyrodzie. Jednak w przypadku licznych na Pomorzu łąk torfowych przynoszą one skutki katastrofalne. Wynika to z faktu, że prawie wszystkie tego typu łąki są zmeliorowane, a wiec warstwa torfu jest zwykle trwale zdegradowana w wyniku przesuszenia. Naturalny torf zawiera zbyt dużo wody (nawet do 90%), aby mógł się zapalić, ale wysuszony jest materiałem łatwopalnym.
Każdego roku w pożarach łąk giną również ludzie...

Tekst i rysunek: Artur Staszewski
Podmokłe torfowiska przez setki, a nawet tysiące lat były wrogimi człowiekowi elementami przyrody. Osuszając je i orząc człowiek zyskiwał nie tylko grunty pod uprawy, ale też walczył z widliszkami roznoszącymi malarie i ślimakami będącymi pośrednimi żywicielami motylicy wątrobowej. Na samej tylko Nizinie Północnoniemieckiej ponad 90% torfowisk zostało przekształconych na grunty orne. Skutkiem tego są współcześnie groźne powodzie i pożary torfu.

Późną wiosną i latem na ugorowanych łąkach z wysokimi trawami roi się od pajęczych sieci. Budują je zwłaszcza pająki z rodziny krzyżakowatych (Araneidae). W jedną lepką sieć krzyżaka może się dziennie schwytać do 500 różnych owadów! Na 1 ha powierzchni liczba tych pająków może dochodzić do 500 000 osobników, łowiących w ciągu sezonu 100 kg owadów. Pożary łąk zabijają więc niezliczoną liczbę pożytecznych zwierząt.

Duchy lasu ("Zielona Arka", maj 2004)


Duchy lasu

Las może być straszny. Zwłaszcza nocą. I zwłaszcza jeśli mamy bujną wyobraźnię. Las potrafi przeraźliwie wyć, groźnie skrzypieć i zgrzytać. Wtedy zamiast odgłosów dzikich zwierząt możemy usłyszeć śmiejące się rusałki, płaczące dzieci i kłócące się skrzaty. W mroku lasu czarne wykroty powalonych drzew mogą przypominać paszcze straszliwych stworów. Zamiast ułamanych pni widzimy sylwetki zjaw, a w snujących się nisko mgłach dostrzegamy duchy...

...A pro po duchów, to właściwie kto wie? A co to niby tak złowieszczo huczy – „huuu-hu-hu!”? Za chwilę znów podobnie, tylko że głośniej. Zaraz zawtóruje mu drugi podobny głos, ale straszniejszy, bardziej ochrypły.  Teraz jeden z nich zawyje wściekle: „hu-hu-hu-hu-hu-hu!” A tamten odpowie dudniącym „u-u-u-u-u-u-u-u-u”. Niespodziewanie tuż nad nami rozlega się kwikliwe „kuwik”.  Wszystkie te dźwięki są coraz głośniejsze, gwałtowniejsze i... coraz bliższe. Z trwogą rozglądamy się po sklepieniu starego lasu. Na tle gwieździstego, wiosennego nieba potężne, powykrzywiane konary dębów wiszą nad nami jak monstrualne macki potworów. Czyżby się poruszały? Trzeba było posłuchać rodziców i nie skracać sobie drogi do domu przez las.
Takich odgłosów nie wydają na szczęście duchy, lecz sowy. Samce puszczyków potrafią bardzo zaciekle zabiegać o względy samic. Walczą głównie... na głosy. Im głośniejsze, im groźniejsze pohukiwania, tym większe wrażenie na samicy i konkurentach. Wszystkie sowy wydają dość dziwaczne dźwięki, ale puszczyki są najpospolitsze i można je usłyszeć przez okrągły rok. Są ponadto bardzo ciekawskie i bywa, że śledzą człowieka idącego leśną drogą, albo przylatują w pobliże rozpalonego ogniska.
Puszczyk to jednak bardzo żywiołowy „duch lasu”. Inaczej jest z uszatką. Ta nieduża sowa wydaje tak smutne „uu-hu”, że aż samemu chce się płakać... Zresztą w ogóle występuje raczej w młodych zadrzewieniach iglastych niż w lasach więc może nie jest najlepszym przykładem leśnego ducha.
Lecz puchacz to zupełnie co innego. To największa i najgroźniej wyglądająca sowa. Żyjąca w najbardziej dzikich i niedostępnych lasach i bagnach. Głośno i gwałtownie krzyczy: „pu-chu”, „uh”, pokwikuje, klapie, wrzeszczy i syczy. Jej spojrzenie jest tak przenikliwe i groźne, że aż ciarki przechodzą... Do tego mruga wielkimi oczami jak człowiek.
Nic dziwnego, że w dawnych wierzeniach słowiańskich puchacz symbolizował leśnego demona. Przed tysiącem lat polski myśliwy spotykając w lesie tego ptaka brał nogi za pas, albo padał na kolana wzywając na pomoc boga, na przykład Welesa albo Perona. Postać puchacza miał bowiem przybierać groźny duch – Borowy, Boruta lub Laskowiec, rzadziej Dziad lub jego żeński odpowiednik – Baba Jaga. Wierzono, że jest on wrogim ludziom pasterzem lub władcą jeleni, saren i zajęcy, a jego przednią strażą są niedźwiedzie. Tylko odpowiednie ofiary lub zabiegi magiczne gwarantowały w lesie spokój od Leśnego Dziada.
Skoro jednak w naszych lasach nie ma już niedźwiedzi, to pewnie nie ma też Borowego. Ale czy rzeczywiście współcześnie las wolny jest od duchów? Zastanówmy się. Skoro duch leśny opiekował się dawniej zwierzyną, a dziś nie brakuje jeleni czy saren, to może jest tam nadal? Czy jest jednak zwierzę, które mogłoby być jego przednią strażą? Eee... Możemy być spokojni. Nie ma niedźwiedzi – nie ma Dziada.

Jeśli nie mamy już wątpliwości nasza dalsza droga przez ciemny las może upływać w spokoju i marzeniu o czekających nas w domu cieplutkich parówkach. Raptem ten błogostan mąci jednak jakiś szelest. Może mysz? Szelest zamienia się jednak w tętent, a potem groźne fuknięcie. „Nie jest dobrze” – myślimy. Za chwilę słychać głośne mruczenie i tupanie, jakby ktoś walił w ziemię laską. „Laskowiec!” Nasze skojarzenia są oczywiste. To musi być Laskowiec! Gdy jednak mamy już zamiar zabrać się za bicie rekordu świata w sprincie, słyszymy, że nasz groźny leśny duch oddala się pośpiesznie. Potem rodzice roześmieją się i powiedzą, że spotkaliśmy zwykłego dzika.
Prawda jest taka, że dzik, jak każde dzikie zwierzę, boi się człowieka. Niemniej dzik jest współcześnie najgroźniejszym zwierzęciem spotykanym w lesie (oprócz kleszczy...). Locha pilnująca warchlaków najpierw czeka, aż wszystkie jej młode ukryją się w bezpiecznym miejscu i w międzyczasie „straszy” intruza groźnymi fuknięciami i tupaniem. Bywa, że w takim momencie możemy znaleźć się naprawdę blisko tego zwierzęcia. Zdarza się też, że dziki ciężko ranią ścigającego je psa, zwłaszcza gdy same są ranne lub osaczone i wyczerpane ucieczką. Znają to prawie wszyscy myśliwi.
Nie będę więc nikomu wmawiał, że nie trzeba bać się dzika. Zwłaszcza, że coraz więcej tych zwierząt przestaje obawiać się ludzi i nie tylko regularnie odwiedza wsie, ale nawet wnętrza dużych miast. W sumie jednak zwierzę jak to zwierzę – prawdopodobieństwo, że dzik nas zaatakuje, a nie ucieknie, jest w końcu prawie żadne. Jeśli sobie to uświadomimy, to niby czemu mamy bardziej bać się nocnej wędrówki po lesie niż jazdy autobusem?
No, chyba że nie chodzi tu o zwierzę. Bo jeśli dawniej najgroźniejszym zwierzęciem w lesie był niedźwiedź, a teraz dzik, to kto wie, czy leśne demony nie zmieniły po prostu swojej przedniej straży. Właśnie! Zwłaszcza, że już w czasach prasłowiańskich dzika darzono szacunkiem, czczono go i używano jego symboliki. W licu zewnętrznym wału gnieźnieńskiego z X wieku tkwił wyrzeźbiony łeb dziczy. Dzicze i wilcze kły, ptasie szpony lub poroże zwierzyny płowej – miały bronić od uroku. Jakiego uroku? Zaraz, zaraz... Czyżby dzik miał coś wspólnego z czarami? No nie, a dalsza droga miała być bezpieczna...
Niestety – fakt jest faktem, że dzik był zwierzęciem mitycznym. Lud Redarów wierzył na przykład, że ilekroć grożą im srogie przeciwności długiej wojny domowej, wychodzi z jeziora potężny odyniec z pianą połyskującą na białych kłach i na oczach wszystkich tarza się w kałuży wśród straszliwych wstrząsów. No dobra, ale może widzieli kiedyś wielkiego dzika, który po prostu tarzał się w błocie – jak na każdego porządnego dzika przystało – i stworzyli z tego mit? Kto by tam wierzył w jakieś demony.

Nagle gałęzie drzew poruszyły się z szumem, a za chwilę zaskrzypiały ocierające się o siebie pnie. Skąd nagle wziął się ten wiatr? A może to nie wiatr? Czy duchy lasu słyszą ludzkie myśli? Może myśli nie, ale dawno temu zwierzęta słyszały i rozumiały język ludzki. Stąd na przykład wzięło się tabu gwary używanej przez myśliwych. Najprawdopodobniej więc to nie człowiek przemieniał się w zwierzę, lecz odwrotnie. Mawiano na przykład, że niedźwiedź pochodzi od człowieka. Był jednak wyjątek. I to jaki...
Las wydaje się nagle niespokojny. Puszczyki przestają nawoływać, zrywa się silny wiatr, zgrzytają gałęzie, gwiaździste niebo znika za zasłoną grubych chmur. Po chwili powietrze przeszywa błyskawica, a w jej blasku dostrzegamy naprzeciwko siebie sylwetkę człowieka. Stajemy jak wryci wahając się czy nie zawrócić. Z bijącym sercem wolimy jednak ruszyć do przodu, bo do domu jest już niedaleko. W blasku następnej błyskawicy nie widzimy już człowieka, lecz dużego psa... A może wilka?
Oglądaliśmy tyle filmów o wilkołakach, że skojarzenie budzi w nas przerażenie. Nie da rady odgonić tych myśli. Zupełnie nie wiemy co robić. Ale z ulgą dostrzegamy światło latarki i po chwili mija nas myśliwy z wyżłem... Śmiejemy się w myśli z siebie, ale prasłowianom w takich sytuacjach nie było do śmiechu. Żyli oni bowiem w lęku przed wilkołakami – ludźmi czasowo lub na stałe przemienionymi w wilki. Wilkołactwo, czyli lykantropia, nie zostało do dziś jednoznacznie wyjaśnione. Najprawdopodobniej narodziło się w wyniku rytualnych obrzędów związanych z inicjacją młodych wojowników. Byli oni pojeni napojami odurzającymi i często przebierano ich w skóry wilków albo niedźwiedzi, co wywoływało w nich bezgraniczną agresję, jak na przykład u skandynawskich bersekr -„niedźwiedzich skór”.

Gdy już się dowiedzieliśmy, że żadnych leśnych duchów ani demonów nie ma, bo wszystko co się z nimi kojarzy jest tylko wytworem wyobraźni, możemy bez emocji odbierać nocne odgłosy szczekających lisów i saren, warczących borsuków, tupiących jeży, terkoczących lelków i rzekotek, huczących kumaków czy trzepocących się w niespokojnym śnie sójek.
Acha... Zapomniałem jeszcze wspomnieć o strzygach, które w wierzeniach zachodnich Słowian przybierały postać czarownicy-sowy wysysającej krew...
Odwagi!

Cechy istot demonicznych w słowiańskiej kulturze: czasowa niewidzialność, ciemne lub czerwone zabarwienie skóry, ognistość i skrzenie się, wzrost raczej drobny, stosowny dla duszy-widma człowieczego, gęste uwłosienie, obfite brwi, wielka głowa, wielkie oczy, osobliwe zęby, grube wargi, długie sutki, brak palców, nadmiar palców, kulawość, stopy zwierzęce lub ptasie.


Artur Staszewski


Z wykorzystaniem: „Mitologii Słowian” (1982) Aleksandra Gieysztora. WAiF, Warszawa.

Dwie rocznice – czyli Kaczmarski i Smoleńsk

Wczoraj większość mediów zwróciła uwagę na dwie najważniejsze, ich zdaniem, rocznice w jednej dacie: 10 kwietnia - to rocznica zarówno...