Płomienie
śmierci
Jak każdej wiosny łąka budzi się do życia. Smukłe źdźbła trzcinników
pokrywa jeszcze niekiedy poranny szron, ale między ciemnozielonymi kępami situ
i kopiastymi darniami śmiałka, na czarnej, grząskiej ziemi, kiełkują pierwsze
młode trawki. Zaczyna się walka o przetrwanie okupiona ogromnym wysiłkiem
przyrody. Bywa, że daremnym...
Tu i ówdzie rozchyla już swoje nitkowate listki
skrzyp błotny. Na odsłoniętych, nasłonecznionych miejscach kwitną żółte
podbiały i maleńkie stokrotki. Niewiele tu jednak roślin kwiatowych. To wynik
melioracji, a następnie degradacji środowiska w wyniku jego intensywnego
użytkowania.
Południowe słońce ośmiela
pierwsze pająki pogońce do wyruszenia na łowy. Nie muszą one budować sieci
łownych - swojej ofiary poszukują pieszo i dopadają ją błyskawicznym skokiem.
Poza pogońcami niewiele tu widać stworzeń. Chyba, że zabuczy pierwszy obudzony
trzmiel rozgrzewający mięśnie pod zbitą warstwą zeszłorocznych traw. Albo,
jeśli przyjrzeć się bliżej łąkowej glebie.
W wierzchnich warstwach
gleby życie toczy się już własnym, coraz szybszym tempem. Ożywiły się
dżdżownice, larwy koziułek i drutowce. W żyznych miejscach widać cieniutkie,
bardzo liczne białe robaki - wije i obleńce. Larwy biegaczy potrafią już
korzystać z tej bogatej „stołówki” i najadają się do syta po zimowym
odrętwieniu. Wśród owadów liczne są drapieżne larwy bąkowatych, zwłaszcza bąka
bydlęcego i ślepaka, których dorosłe postacie tak boleśnie kłują nas latem.
Jeszcze bujniejszy jest świat maleńkich skoczogonków i roztoczy odżywiających
się martwymi i rozkładającymi się roślinami i zwierzętami.
Żaby trawne już dawno
opuściły swoje kryjówki. W drodze do małych zbiorników wodnych, w których
odbywają gody, polują na owady. Oprócz żab po łące wędrują licznie ropuchy
szare - również kierując się do ulubionych miejsc rozrodu.
Z zimowego letargu obudziły
się też gady, zwłaszcza pospolite jaszczurki zwinki. Na suchej jak papier kępie
śmiałka ułożył się zaskroniec - on też, jak wiele innych zwierząt
zmiennocieplnych, musi naładować swoje „baterie” w słonecznych promieniach.
Żaba trawna stanowi jego ulubioną zdobycz, ale pod warunkiem, że ofiara się
porusza, albo drapieżnik dotknie jej językiem - inaczej jej nie rozpozna nawet,
jeśli minie ją o centymetry.
Ale to nie jedyny i nie
najgroźniejszy gad, który wyrusza na łowy wśród bujnych traw. Niektóre wilgotne
miejsca zamieszkuje żmija zygzakowata. Największe okazy mogą osiągać „tylko” 70
cm długość, wyjątkowo 80 cm, ale duża żmija wygląda bardzo masywnie. Poluje
najchętniej na gryzonie. Myszy polne i norniki zaczynają właśnie gody, podczas
których są wyjątkowo mało czujne. Żmija skrada się do myszy ostrożnie, po czym
kąsa ją zębami jadowymi i zostawia. Ofiara przebiega jeszcze kilka metrów,
zanim padnie. Gad wyrusza jej tropem, wykorzystując doskonale rozwinięty zmysł
węchu. Tym razem żmija, oprócz zapachu myszy, wyczuła woń dotychczas jej
nieznaną i instynktownie zareagowała ucieczką w przeciwnym kierunku.
Zdegradowane łąki są
stosunkowo ubogie w gatunki ptaków. Nie spotkamy na nich na przykład ptaków
siewkowych ani większości dzikich kaczek. Zwarte darnie utworzone ze zbitej
masy odkładających się przez kilka lat traw, utrudniają polowanie ptakom
drapieżnym i poruszanie się bocianom. Nie oznacza to jednak, że łąki te są
puste. Przeciwnie - w wilgotnych miejscach liczebność ptaków może być dość
duża. Najbardziej rozpowszechnionym z łąkowych ptaków jest skowronek. Wraz ze
świergotkiem łąkowym są to jedne z pierwszych ptaków, które przystępują tu do
lęgów. Oba kopią płytkie dołki pod kępami traw i wyścielają je delikatnymi,
suchymi źdźbłami, a następnie oczywiście składają w nich swoje jaja.
Na ugorowanych łąkach
gnieżdżą się również żurawie. Ich gniazda to duże kopce z trzcin i traw
umieszczone najczęściej w miejscach silniej podmokłych. Niekiedy już w marcu
żurawie składają po dwa wielkie jaja. W tej samej mniej więcej porze samice
kaczek krzyżówek wygrzebują dołki na łące i składają do przytulnych gniazdek od
kilku do kilkunastu jaj. W wysokich trawach przez okrągły rok znajdują
schronienie bażanty i kuropatwy. Do wszystkich tych wczesnowiosennych ptaków
dołączą wkrótce inne gatunki: derkacze, przepiórki, pliszki żółte, pokląskwy,
piegże, rokitniczki, świerszczaki i potrzosy... Przynajmniej dołączyłyby z
pewnością, pod warunkiem, że zastaną tu odpowiednie środowisko.
Monotonny krajobraz
wysokich, kępiastych traw urozmaicają buchtowiska dzików. Dziki potrafią
„przeorać” w poszukiwaniu larw i gniazd gryzoni duże obszary - jedno
buchtowisko może dochodzić nawet do ponad jednego hektara wielkości. W
miejscach takich może wyrosnąć młoda, zielona trawka, którą chętnie żywią się
żurawie, gęsi gęgawy, sarny i zające. W pewnych okolicznościach, które wkrótce
nastąpią, buchtowisko spełni jeszcze jedną, niezwykle ważną funkcję dla
środowiska.
Gęste trawy pokrywające duże
otwarte przestrzenie, na których od lat nie stanęła ludzka stopa, ani nie
wjechał żaden pojazd, stały się doskonałym miejscem niezakłóconego rozrodu dla
drapieżnych ssaków, zwłaszcza dla lisów, jenotów, łasic, tchórzy i gronostajów.
Dwa pierwsze z nich nie mają w tym środowisku praktycznie żadnych wrogów
naturalnych. Niestety - brak selekcji doprowadza do niekorzystnych zmian
genetycznych i rozprzestrzeniania się chorób zakaźnych wśród lisów i jenotów. Z
jednej strony wtórnie zdziczałe łąki pomagają w odbudowie populacji niektórych
rzadkich wcześniej gatunków (np. derkacza), ale z drugiej są „wylęgarnią”
obcych, sprowadzonych przez człowieka zwierząt. Zalicza się do nich właśnie
jenot, szczególnie ekspansywna i drapieżna norka amerykańska, kot domowy, a
ostatnio nawet szop pracz - spotykany już nad Odrą, nawet w samym Szczecinie.
Ale jednak ekosystem nawet
zdegradowanej łąki rządzi się prawami przyrody. Wiosenne życie nabiera z wolna
właściwego tempa. Rozpoczyna się odwieczny rytuał natury zmierzający zawsze w
jednym celu - przetrwania każdego życia. W świecie roślin i zwierząt splatają
się bodźce i instynkty zakorzenione od pradziejów w skomplikowanych sentencjach
genetycznych, tworzące biologiczne podstawy funkcjonowania ekosystemu. Nie
zawsze jednak wszystko idzie gładko. Przyroda bowiem, to także kataklizmy i
żywioły - zjawiska znane Ziemi jeszcze przed powstaniem na niej życia
biologicznego. Jednym z takich żywiołów jest ogień.
Ogień rozniecił człowiek. Ot
tak - dla widowiska. Szeroki front płomieni biegnących nocą po rozległej łące
ekscytuje niektórych ludzi. To głównie dlatego każdego roku płoną suche
nieużytki. Podmuchy wiatru gnają czerwone języki ognia w tempie marszu człowieka. Jest to możliwe
dzięki temu, że pożar rozprzestrzenia się górą - po suchych łodygach wysokich
trzcin i trzcinników. Płonące części roślin opadają niżej, gdzie wysuszone jak
papier liście śmiałka i turzyc buchają gwałtownym ogniem. Pomiędzy kępiastymi
trawami, najbliżej ziemi, znajduje się warstwa zeszłorocznych, opadłych części roślin,
które częściowo się zapalają, częściowo tlą podtrzymując pożar.
Ogień trawi nie tylko
rośliny. Ginie w nim większość owadów i innych drobnych organizmów, chyba, że
zdążą się odpowiednio głęboko zakopać w mokrej ziemi. Prawie całkowicie zostaje
więc zniszczona mikrofauna dokonująca rozdrabniania i rozkładu martwych części roślin
i zwierząt. Żaby, zaskrońce i myszy mogą uniknąć śmierci, jeśli zakopią się w samym
środku dużej kępy śmiałka lub situ, gdyż ogień zwykle tam nie dociera, „dusząc”
się w zbitej masie roślinnej. Te ptaki, które nie mają jeszcze gniazd, również ujdą
z życiem, ale krzyżówka wysiadująca jaja raczej spłonie żywcem, niż je porzuci.
Łasice i gronostaje nie będą ryzykować - zaczną umykać przed żywiołem, ale
niektóre z nich wpadną w pułapkę bez wyjścia. W głębokich norach bezpieczne będą
lisy i jenoty, ale młode zajączki schowane w kępie trawy nie mają szans. Ogień
może zaskoczyć nawet tak duże zwierzęta, jak dziki i sarny, które w panice mogą
wpadać prosto w płomienie.
W ciągu kilku godzin
żółto-zielona łąka zamienia się w czarne pole. Pożar zatrzymał się na
przeszkodzie nie do przejścia - na szerokim kanale. W innych miejscach
płomienie wygasły docierając do odsłoniętej ziemi dziczych buchtowisk. Ogień
wygasa szybko, ale zwarte kępy tlą się jeszcze długo, snując ponure smużki dymu.
Życie zamiera tu całkowicie. No, prawie całkowicie... Natychmiast po pożarze,
zjawiają się drapieżniki i padlinożercy. Myszołowy i pustułki wypatrują łatwych
teraz do złowienia gryzoni. Kruki i bieliki krążą nad pożarzyskiem licząc na
znalezienie większej padliny - spalonej sarny lub dzika.
Stopniowo wszystko się uspakaja.
Wiatr ustaje, zaczyna siąpić deszcz i ogień wygasa całkowicie. Po paru dniach widać
już pierwsze kiełkujące rośliny. W większości nie będą to już jednak trawy. Zastąpią
je głównie pokrzywy, przytulie, osty i baldaszkowate, tworzące latem zbitą masę
chwastów. Rolnik, który podpaliłby swoją łąkę, by ją użyźnić, byłby więc mocno rozczarowany.
W miesiąc od pożaru łąkę
pokrywa luźno rosnąca warstwa niskich, żywo zielonych, młodych roślin. Powoli
odbudowuje się mikrofauna, zaczynają wracać ptaki. Nic nie zapowiada kolejnej
katastrofy...
Długotrwałe susze i sieć
rowów melioracyjnych powodują, że ziemia na wypalonej łące szybko wysycha po
wiosennych roztopach i zalewach. Silny wiatr przychodzi niespodziewanie.
Zwierzęta z niepokojem zaczynają czuć woń świeżego dymu. Czyżby nowy pożar na sąsiedniej
łące, gdzie schroniła się większość „uchodźców”? Wszystko wyjaśniłaby nam sowa
błotna, która późnym wieczorem wybrałaby się na łowy. Z góry widziałaby czerwony
żar - jakby zaczynała palić się ziemia. W sensie dosłownym wzniecił się właśnie
pożar ziemi. Warstwa torfu może dochodzić nawet do kilku metrów. Tlił się on
niezauważenie od dnia pożaru. Płonący torf mogłaby ugasić tylko kilkudniowa
ulewa, ale tej w międzyczasie nie było. Wichura rozpętała piekło na nowo. Nie widać
płomieni, ale temperatura wierzchniej warstwy osiąga poziom zbliżony do temperatury
żywego ognia. Nieco głębiej „ziemia” jest rozgrzana do czerwoności. Grunt
zarywa się pod ciężarem dzika, który zapada się w głąb ziemi. Zwierzę panicznie
stara się wydostać z pułapki, ale za każdym krokiem następne fragmenty ziemi kruszą
się pod jego racicami niczym lód. W końcu udaje mu się wydostać, ale silnie
poparzony skona w męczarniach nie doczekawszy ranka. Nie wiadomo jeszcze jak
długo będzie płonął torf. Strażacy opowiadają o sytuacjach, kiedy torf tlił się
przez okres pół roku! Jedynym ratunkiem jest ulewa.
Tego typu pożary nie należą
do rzadkości i należą do najbardziej niebezpiecznych ze wszystkich znanych
typów pożarów. Bywa, że są zjawiskami normalnymi, a nawet potrzebnymi
przyrodzie. Jednak w przypadku licznych na Pomorzu łąk torfowych przynoszą one skutki
katastrofalne. Wynika to z faktu, że prawie wszystkie tego typu łąki są
zmeliorowane, a wiec warstwa torfu jest zwykle trwale zdegradowana w wyniku
przesuszenia. Naturalny torf zawiera zbyt dużo wody (nawet do 90%), aby mógł się
zapalić, ale wysuszony jest materiałem łatwopalnym.
Każdego roku w pożarach łąk
giną również ludzie...
Tekst i rysunek: Artur Staszewski
Podmokłe torfowiska przez setki, a nawet tysiące lat były wrogimi
człowiekowi elementami przyrody. Osuszając je i orząc człowiek zyskiwał nie
tylko grunty pod uprawy, ale też walczył z widliszkami roznoszącymi malarie i
ślimakami będącymi pośrednimi żywicielami motylicy wątrobowej. Na samej tylko
Nizinie Północnoniemieckiej ponad 90% torfowisk zostało przekształconych na
grunty orne. Skutkiem tego są współcześnie groźne powodzie i pożary torfu.
|
Późną wiosną i latem na ugorowanych łąkach z wysokimi trawami roi się
od pajęczych sieci. Budują je zwłaszcza pająki z rodziny krzyżakowatych (Araneidae). W jedną lepką sieć
krzyżaka może się dziennie schwytać do 500 różnych owadów! Na 1 ha
powierzchni liczba tych pająków może dochodzić do 500 000 osobników, łowiących
w ciągu sezonu 100 kg owadów. Pożary łąk zabijają więc niezliczoną liczbę pożytecznych
zwierząt.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz